Reklama

Czerwiec demonstracji i strajków

Zapowiedziane w 1976 r. przez premiera Piotra Jaroszewicza drastyczne podwyżki cen żywności wywołały 25 czerwca strajki i protesty. Miały one miejsce w połowie województw Polski. Strajkowali pracownicy blisko stu zakładów. Najostrzejszą formę przyjęły manifestacje w Radomiu

Niedziela Ogólnopolska 25/2016, str. 42-43

[ TEMATY ]

Solidarność

Mateusz Wyrwich

Radom, Stanisław Kowalski – uczestnik wydarzeń Czerwca ’76

Radom, Stanisław Kowalski – uczestnik wydarzeń Czerwca ’76

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W ich efekcie zginęło w Radomiu dwóch manifestantów: Jan Łabęcki i Tadeusz Ząbecki. Trzecią ofiarą był zamordowany przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej Jan Brożyna. Dwa miesiące później zmarł skatowany przez SB ks. Roman Kotlarz, który błogosławił protestujących ze schodów radomskiego kościoła pw. Świętej Trójcy. W wyniku odniesionych ran w ciągu kilku następnych lat zmarło jeszcze kilkanaście osób.

Ścieżki zdrowia

Reklama

Siła protestu w Radomiu była dla komunistów zaskoczeniem. Pierwsi stawili opór pracownicy Zakładów Metalowych im. gen. Waltera. Żądali cofnięcia podwyżek cen. Sformowała się grupa robotników, którzy postanowili powiadomić o strajku inne zakłady w mieście. Wyszli na ulice. Wkrótce pojawiła się inicjatywa zorganizowania pochodu pod budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Z kilkusetosobowej grupy pracowników w niespełna dwie godziny utworzyła się kilkutysięczna manifestacja. W południe manifestowało na ulicach Radomia już blisko kilkanaście tysięcy osób. Najliczniejsza grupa zgromadziła się pod budynkiem KW PZPR. O godz. 12 w południe kilkuosobową delegację manifestantów przyjął I sekretarz KW PZPR Janusz Prokopiak. Obiecał, że porozumie się z KC PZPR. Jednak kolejną odmowę cofnięcia podwyżek ukrył przed protestującymi na 2 godziny – tyle czasu bowiem potrzebowały MO, ZOMO i SB, aby zgrupować ponad tysiąc uzbrojonych funkcjonariuszy. Wkrótce potem rozpoczęło się brutalne rozpędzanie manifestacji. Zatrzymanych przepuszczano przez tzw. ścieżki zdrowia. „Ścieżką” były kilkudziesięcioosobowe szpalery milicjantów ustawionych pod ścianami korytarza komendy. Każdy zatrzymany musiał przebiec między nimi, bity przez milicjantów długimi pałami. Upadających pod ciosami kopano. Zatrzymanych bito również w więzieniu i areszcie. Nierzadko wyrywano im całymi pękami włosy lub „strzyżono” nożami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Procesy z tezą

Tymczasem po dwóch bezskutecznych godzinach oczekiwania na decyzje z Warszawy manifestanci wyrwali drzwi do budynku i weszli na teren Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Nie zastali tam jednak żadnego z partyjnych funkcjonariuszy. Rozwścieczeni oszustwem powyrzucali przez okna biurka, fotele, telewizory. Również „rozprowadzono dobra” zgromadzone przez funkcjonariuszy PZPR w bufecie – szynki, balerony, czekolady, kawę. Słowem – wszystkie brakujące na rynku produkty.

Tego samego dnia funkcjonariusze PZPR zorganizowali w trybie przyspieszonym procesy przed sądami oraz Kolegiami ds. Wykroczeń. Teza propagandowa komunistów była jasna: nie był to żaden protest, a wystąpienia chuligańskie ludzi z marginesu społecznego. Funkcjonariusze przypisywali im więc akty chuligańskie, napady na niewinnych ludzi, rabowanie sklepów. Z dokumentacji sądowej wyciągnięto spisy skazanych niegdyś za chuligaństwo czy złodziejstwo i wielu z nich postawiono przed kolegium bądź sądami, mimo że tego dnia nawet nie wychodzili z domu. Byli jednak „przekonywającym dowodem” dla ideologicznych tez komunistów o „chuligańskim” charakterze protestów.

Na komendzie i w więzieniu

Reklama

Stanisław Kowalski był znanym w Radomiu bokserem. Od lipca miał podpisać kontrakt w jednym z najlepszych wówczas klubów bokserskich – Czarni Słupsk, mimo ledwo 22 lat był już żonaty. Miał synka. Skończył zawodówkę i uczył się w liceum. Owego czerwca szedł ok. godz. 11 ul. Żeromskiego na trening. Gdy ułyszał hasła: „Chcemy wolności” i „Chcemy chleba”, dołączył do manifestacji. – Nie codziennie widziało się na ulicach ludzi w ubraniach roboczych. Kiedy usłyszałem, że krzyczą te hasła, dołączyłem do nich – wspomina Stanisław Kowalski. – To było takie dołączenie do wartości, o które walczył mój ojciec, będąc akowcem. Udział w proteście uważałem więc za swój obowiązek. Pochód szedł z wózkiem akumulatorowym. Wjeżdżaliśmy do zakładów, by zachęcić innych do protestu. Wreszcie poszliśmy do KW PZPR. Uważam, że gdyby nas wtedy nie oszukano, ludzie by nie wtargnęli do budynku.

Reklama

Tymczasem ktoś podpalił budynek KW PZPR. Do dziś nie wiadomo kto: prowokator czy rozwścieczony manifestant. Wkrótce jednak ZOMO brutalnie rozpędziło protestujących spod KW. Stanisław Kowalski wrócił ok. 16 do domu. Rozemocjonowany jeszcze przez kilka godzin opowiadał o swoim udziale w demonstracji. Następnego dnia poszedł na trening, umiejętnie omijając patrole ZOMO, które przeprowadzały prawdziwe łapanki młodzieży na mieście. Już w klubie dowiedział się, że jest poszukiwany przez milicję. Za namową kuzyna zgłosił się do prokuratury. Tam, aby uśpić jego czujność, zachowywano się bardzo grzecznie. Kazano tylko zgłosić się na komendę milicji „celem wyjaśnienia”. Młody chłopak, niczego nie podejrzewając, poszedł na komendę. – Wszedłem, a tam od razu rzuciła się na mnie ta milicyjna banda – opowiada Stanisław Kowalski. – Byłem bokserem, więc stosowałem uniki. Ale to niewiele pomogło. Nie miałem możliwości wyrwania się. Starałem się nie dawać im sposobności skatowania mnie, co ich jeszcze bardziej rozwścieczało. W końcu wrzucili mnie do celi na komendzie przy ul. Kilińskiego. W 4-osobowej celi siedziało nas kilkunastu młodych ludzi... z powyrywanymi, czasem aż ze skórą, włosami. Jakiś czas później wezwali mnie na przesłuchanie. I dopiero wtedy zaczęli mnie strasznie katować. Drzwi do sąsiedniego pomieszczenia były tak otwarte, żebym widział, jak bito obnażone do połowy kobiety. Pałkami po piersiach... I to ich strasznie ekscytowało. Ta scena i samo skatowanie tak mnie podłamały, że wyskoczyłem przez okno. Na szczęście upadłem na siatkę rozciągniętą na klatce schodowej. Nikt mi nie pospieszył z pomocą. Ale jak zobaczyli, że żyję, to jeszcze mnie „dodatkowo” skopali... Prokurator, bez jakiejkolwiek rozmowy, zasądził mi od razu miesiąc sankcji. I tak już „osądzonych” zawieźli nas na dziedziniec więzienia. A tam zaczęło się potworne bicie. Dla mnie te „ścieżki zdrowia” na komendzie były szokujące. Ale najbardziej tragiczna była ta w więzieniu. Przebiegaliśmy między szpalerami, a oni nas katowali. Miałem ok. 30 m do drzwi więzienia... W żaden sposób nie mogłem się obronić. Byliśmy skuci do tyłu... Potem rozdzielili nas do cel. Trafiłem do celi z Zygmuntem Zabrowskim, który już dostał 10-letni wyrok. To był bez mała „zawodowy” kryminalista. Tak ludzi mieszano, bo chciano pokazać, że nie był to protest robotników, ale chuligańskie wystąpienia kryminalistów. Nie znałem Zabrowskiego, ale on mówił do mnie: Kajtuś. Nie wiedziałem, że więzienie to dla niego chleb powszedni, więc podtrzymywał mnie na duchu. Byłem tak wykończony psychicznie, głównie z powodu dziejącej się niesprawiedliwości, że zrobiłem sobie powróz i tego wieczora powiesiłem się. Ale Zygmunt mnie odciął.

Po miesiącu Stanisława Kowalskiego postawiono przed sądem, a razem z nim kilku jego rzekomych wspólników. Zeznawali przeciwko niemu milicjanci, którzy twierdzili, że podpalał KW PZPR. Za próbę obalenia ustroju został skazany na 3 lata więzienia. Wyszedł z zakładu karnego w Strzelcach Opolskich w styczniu 1977 r. Przez długie miesiące chorował. Miał częste wylewy krwi do płuc. Do sportu już nigdy nie powrócił.

Smutek ziemi radomskiej

Akty terroru zastosowane wobec protestujących potępił ówczesny kardynał krakowski Karol Wojtyła. W sierpniowym kazaniu w sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Starej Błotnicy w diec. radomskiej powiedział m.in.: „Ten smutek ziemi radomskiej, Radomia, miasta, był udziałem całego społeczeństwa, całego Kościoła w Polsce. (...) Trzeba narodowi nadziei i radości życia. Podniesionych głów, a nie spuszczonych do ziemi”.

Brutalną akcję PZPR i sił porządkowych potępił również Episkopat Polski. Biskupi pisali m.in.: „(...) władze państwa powinny w pełni respektować prawa obywatelskie, prowadzić rzeczywisty dialog ze społeczeństwem (...). Konferencja Plenarna Episkopatu zwraca się do najwyższych władz państwowych, aby zaniechano wszelkich represji wobec robotników biorących udział w protestach (...). Uczestniczącym w tych protestach robotnikom trzeba by przywrócić odebrane prawa (...), a wobec skazanych zastosować amnestię”.

Reklama

Tymczasem I sekretarz KC PZPR Edward Gierek podczas telekonferencji z pierwszymi sekretarzami KW PZPR mówił m.in.: „Trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. (...) To musi być atmosfera pokazywania na nich jak na czarne owce, jak na ludzi, którzy powinni się wstydzić, że w ogóle są Polakami, że w ogóle na świecie chodzą”.

W tym czasie przez kraj przetoczyły się organizowane przez PZPR wiece potępiające radomskich „warchołów”. Nastąpiły masowe zwolnienia z zakładów pracy. Opamiętano się dopiero wtedy, gdy wykonanie planów produkcyjnych zaczęło się załamywać.

Jesienią tego samego roku powstał – założony m.in. przez Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego – Komitet Obrony Robotników, wspomagający poszkodowanych w całym kraju robotników. W lipcu 1977 r. ogłoszono amnestię dla uczestników protestów.

2016-06-15 11:44

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Solidarni z Solidarnością

Niedziela sosnowiecka 38/2023, str. IV

[ TEMATY ]

Solidarność

IPN Katowice

Uczestnicy uroczystości po odsłonięciu pamiątkowej tablicy

Uczestnicy uroczystości po odsłonięciu pamiątkowej tablicy

Zabrano wolność wielu, zamknięto w więzieniach, internowano i zmuszano do emigracji. Stosowano szykany, pozbawiano ludzi pracy, a nawet odbierano to, co najcenniejsze: życie – tak wspominał stan wojenny Jan Cegielski, prezes Stowarzyszenia „Porozumienie Katowickie 1980”.

W kościele Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu 2 września odsłonięto i poświęcono tablicę, która przypomina, że w latach 80. XX wieku był tu Ośrodek Duszpasterstwa Świata Pracy i siedziba Komitetu Pomocy Bliźniemu. Uroczystościom przewodniczył bp Grzegorz Kaszak, a kazanie wygłosił ks. prał. Marian Duda z archidiecezji częstochowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV przed wyborem na papieża bardzo lubił podróżować, kilkakrotnie objechał kulę ziemską

2025-05-15 09:34

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Zaledwie cztery dni po konklawe nowy papież Leon XIV zasugerował możliwość rychłej podróży do Turcji, z okazji 1700. rocznicy Soboru Nicejskiego. Nie jest to żadnym zaskoczeniem dla tych, którzy już znali jego biografię: jako kardynał, biskup, a zwłaszcza podczas dwunastu lat pełnienia funkcji przeora generalnego Zakonu Augustianów, Robert Francis Prevost podróżował więcej niż którykolwiek inny papież przed objęciem urzędu. „Rzadko widywano go w Rzymie w czasach, gdy był przełożonym generalnym zakonu. Przez trzy czwarte roku był w drodze” - powiedział w rozmowie z austriacką agencją katolicką Kahpress przeor klasztoru augustianów Wiedniu, ojciec Dominic Sadrawetz.

“Dla przełożonego generalnego augustianów ciągłe podróże są wpisane w profil jego pracy” - wyjaśnił o. Sadrawetz, który za czasów bp. Prevosta był wikariuszem regionalnym w Austrii i często go spotykał. „Regularne wizyty na miejscu są ważne, aby dobrze poznać wspólnoty regionalne oraz ich wyzwania - i osobiście poprowadzić ważne spotkania, takie jak np. kapituły zakonu” - powiedział. Choć w zgromadzeniu istnieją również kontynentalni asystenci generała oraz wikariusz generalny, których można delegować do zadań bp Prevost osobiście przeprowadzał wizytacje tak często, jak to było możliwe.
CZYTAJ DALEJ

Zawsze trzyma się w cieniu. Kim jest sekretarz nowego papieża?

2025-05-15 15:40

[ TEMATY ]

sekretarz

Papież Leon XIV

sekretarz papieża

ks. Edgard Iván Rimaycuna Inga

Vatican Media

Choć Watykan oficjalnie nie ogłosił tej nominacji, to latynoski ksiądz towarzyszący od pierwszych chwil Leonowi XIV nie mógł umknąć uwadze mediów. Chodzi o 36-letniego ks. Edgarda Ivána Rimaycunę, który pracował u boku obecnego papieża jeszcze w Peru, a następnie trafił za nim do Watykanu. Podkreśla się jego ogromną dyskrecję i to, że zawsze trzyma się w cieniu.

Ks. Edgard Iván Rimaycuna pochodzi z Peru. Jego znajomość z obecnym papieżem sięga 2006 roku, kiedy formował się w seminarium duchowym Santo Toribio de Mogrovejo w Chiclayo. W tym czasie ojciec Robert Prevost był przeorem augustianów, ale utrzymywał bliskie relacje ze swą przybraną ojczyzną. Dla młodego seminarzysty augustianin szybko stał się mentorem, odgrywając decydującą rolę w dojrzewaniu jego powołania. Kiedy zakonnik powrócił do Peru, początkowo jako administrator apostolski, a później biskup diecezjalny, potrzebował godnego zaufania współpracownika: w ten sposób Rimaycuna zaczął pracować u jego boku.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję