Reklama

Wiadomości

Amerykańscy chłopcy pojadą do Syrii

Nawet największym optymistom trudno jest dostrzec koniec konfliktu w Syrii. W dającej się przewidzieć przyszłości wydaje się on mało prawdopodobny.
Do tej pory Stany Zjednoczone ograniczały swoje zaangażowanie niemal wyłącznie do nalotów z powietrza. Biały Dom zapowiedział jednak niedawno, że zamierza wysłać w rejon konfliktu swoich komandosów. Czy nadchodzi przełom w syryjskiej wojnie domowej?

Niedziela Ogólnopolska 48/2015, str. 18-20

[ TEMATY ]

wojna

Archiwum Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trwająca ponad 4 lata wojna w Syrii zbiera krwawe żniwa. Od początku konfliktu zginęły setki tysięcy ludzi. Wiele miast zostało niemal totalnie zniszczonych. Cenne zabytki historyczne są niszczone przez terrorystów z Państwa Islamskiego. Chaos, bieda i ciągłe zagrożenie życia spowodowały olbrzymi exodus ludzi zamieszkujących te tereny. Przez długi czas świat nie angażował się bezpośrednio w ten krwawy konflikt wewnętrzny, przez co wizja jego zakończenia wydawała się zupełnie nierealna. Tę sytuację jako pierwsi przełamali Amerykanie, rozpoczynając naloty na cele Państwa Islamskiego. Barack Obama wielokrotnie podkreślał jednak, że nie zamierza wysyłać do Syrii jednostek naziemnych. We wrześniu 2013 r. w telewizyjnym orędziu prezydent zapewniał, że żaden amerykański żołnierz nie postawi nogi na terytorium Syrii. Tłumaczył, że siły zbrojne USA nie zaangażują się w ten konflikt tak, jak miało to miejsce w Iraku czy Afganistanie.

Krytyka Obamy

Reklama

Strategię prezydenta USA krytykował m.in. jego rywal w wyścigu do Białego Domu w 2008 r., republikański senator z Arizony – John McCain. Polityk rok temu stwierdził na łamach amerykańskiej gazety „USA Today”, że same naloty są niewystarczające, by powstrzymać zagrożenie, które stanowią terroryści z ISIS. – Chciałbym, żeby prezydent przestał mówić, że nie zamierzamy wysyłać jednostek naziemnych – tłumaczył i przekonywał, że Stany Zjednoczone powinny rozstawić w Syrii naziemne jednostki komandosów, których celem byłoby udzielanie wsparcia lokalnym oddziałom stawiającym opór zarówno Państwu Islamskiemu, jak również siłom rządowym prezydenta Baszara al-Asada. Amerykański personel naziemny mógłby również wykonywać typowe dla sił specjalnych misje. Republikański senator wykluczał jednak zaangażowanie regularnych jednostek armii amerykańskiej, tak jak to miało miejsce w Afganistanie i Iraku. W tej kwestii zgadzał się akurat z Barackiem Obamą. John McCain oraz wielu innych amerykańskich polityków i komentatorów, szczególnie z prawicy, od dawna krytykowało doktrynę prezydenta przewidującą brak zaangażowania jakichkolwiek jednostek naziemnych USA w syryjski konflikt. Biały Dom był jednak w tej kwestii nieugięty. Obama zapewniał Amerykanów, że jego dotychczasowa strategia nie ulegnie zmianie, a co za tym idzie – Stany Zjednoczone ograniczą swój udział w wojnie jedynie do nalotów z powietrza. – Nie będziemy wysyłać naziemnych jednostek USA, by próbować kontrolować tereny, na których toczy się syryjski konflikt – przekonywał Barack Obama na zeszłorocznej konferencji prasowej w Newport w Walii, gdzie odbywał się szczyt NATO. Międzynarodowa koalicja pod amerykańskim przywództwem od 15 miesięcy dokonała prawie 8 tys. ataków z powietrza na różne cele Państwa Islamskiego. Choć udało się zabić wielu terrorystów, a także zniszczyć część ich infrastruktury, kampania nalotów okazała się niewystarczająca.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Rosja bombarduje

Reklama

W wojnę w Syrii postanowili włączyć się również Rosjanie, którzy od końca września 2015 r. prowadzą swoje bombardowania. Problem polega na tym, że celem ich ataków w większości nie są terroryści z Państwa Islamskiego, a m.in. wspierana przez Stany Zjednoczone umiarkowana opozycja, która walczy zarówno z wojskami rządowymi reżimu Baszara al-Asada, jak również z bojownikami ISIS. Dlaczego tak się dzieje? Moskwa w odróżnieniu od Waszyngtonu popiera rząd syryjski Al-Asada i nie chce, by dyktator stracił władzę. Władimir Putin woli zatem bombardować umiarkowaną opozycję wspieraną przez USA niż samo tylko Państwo Islamskie, bo ono i tak jest atakowane przez Amerykanów i ich sojuszników.
Miesiąc po tym, jak pierwsze rosyjskie bomby spadły na terytorium Syrii, Biały Dom ogłosił wbrew wcześniejszym zapowiedziom, że wyśle w rejon konfliktu jednostki naziemne sił zbrojnych USA. Informacja o zmianie amerykańskiej strategii względem syryjskiej wojny zbiegła się w czasie z drugim dniem międzynarodowych rozmów w Wiedniu, do których doszło w ostatni piątek października. Przedstawiciele 19 państw debatowali w stolicy Austrii nad przyszłością ogarniętej krwawą wojną domową Syrii. Przy jednym stole zasiadły delegacje m.in. Stanów Zjednoczonych, Rosji, Niemiec, Francji, Arabii Saudyjskiej, Turcji i Egiptu. Do rozmów został również zaproszony po raz pierwszy Iran, który obok Moskwy jest największym sojusznikiem reżimu Baszara al-Asada.

Komandosi jadą do Syrii

Waszyngton poinformował, że wyśle do Syrii niewielką grupę amerykańskich komandosów. Oddział ma liczyć do 50 osób i zostać rozmieszczony w północno-wschodniej części kraju, która kontrolowana jest przez siły kurdyjskie. Amerykańscy żołnierze sił specjalnych nie będą jednak angażować się bezpośrednio w walkę. Ich celem będzie doradzanie oraz udzielanie wsparcia syryjskim i kurdyjskim oddziałom walczącym z Państwem Islamskim. Komandosi dołączą do lokalnych oddziałów, których głównym zadaniem będzie odcięcie nieformalnej stolicy Państwa Islamskiego w Syrii od zaopatrzenia. Chodzi o bastion terrorystów z ISIS – miasto o nazwie Ar-Rakka. Od zaopatrzenia odcięty ma zostać również iracki Mosul. Amerykanie liczą, że z obu miast uda się wypchnąć bojowników Państwa Islamskiego. Administracja USA poinformowała również, że w najbliższym czasie zintensyfikowane zostaną ataki z powietrza. W związku z zagrożeniem, jakie stanowią terroryści, m.in. z ISIS, Pentagon wysyłał już doradców wojskowych do Iraku. W sierpniu 2014 r. pojechał tam amerykański personel liczący łącznie ponad 3,5 tys. osób. Do tej pory na terenie Syrii nie stacjonowały jednostki naziemne amerykańskich sił zbrojnych. Sporadycznie dochodziło jednak do jednorazowych misji wykonywanych przez komandosów z USA. Pentagon przeprowadzał tego typu operacje od połowy 2014 r. – informuje dziennik „The Wall Street Journal”. Z kolei amerykański „The New York Times” przypomina operację sił specjalnych USA przeprowadzoną na terenie Syrii w maju tego roku. Żołnierze z elitarnej jednostki Delta Force dostali się na teren konfliktu na pokładach helikopterów Black Hawk oraz wielozadaniowych samolotów pionowego startu – Bell-Boeing V-22 Osprey. W wyniku tej akcji udało się zabić jednego z przywódców Państwa Islamskiego oraz kilkunastu bojowników ISIS.
Rzecznik prasowy Białego Domu Josh Earnest zapewniał, że komandosi, którzy zostaną teraz wysłani do Syrii, nie będą angażowani w misje bojowe. Nie oznacza to jednak, że nie będzie im grozić niebezpieczeństwo. Jak czytamy na łamach „The Wall Street Journal”, przedstawiciele Departamentu Obrony USA zastrzegli, że nie mogą wykluczyć, iż żołnierze amerykańskich sił specjalnych USA znajdą się w sytuacji okazjonalnej wymiany ognia z terrorystami. Wystąpienie tego typu incydentów możliwe jest z uwagi na fakt, że komandosi będą operować w dosyć bliskiej odległości od terenów kontrolowanych przez bojowników ISIS. Taki scenariusz należy zatem, niestety, brać pod uwagę. Pod koniec października w Iraku doszło do analogicznej sytuacji. W trakcie misji amerykańskich sił specjalnych jeden z komandosów został śmiertelnie raniony przy wymianie ognia z terrorystami. Był to pierwszy amerykański żołnierz zabity w Iraku od 2011 r. Komandosi towarzyszyli jednostkom kurdyjskim w misji odbicia jeńców przetrzymywanych przez terrorystów z ISIS.

Niewystarczające środki

Decyzja Baracka Obamy o wysłaniu amerykańskiego personelu naziemnego do Syrii wzbudza mieszane uczucia. Część polityków z partii demokratycznej skrytykowała prezydenta, że w ogóle postanowił zwiększyć zaangażowanie USA w konflikt. „Jestem przekonany, że rozmieszczenie amerykańskich sił lądowych w Syrii nie jest rozwiązaniem” – przekonywał w otwartym liście do Obamy senator Martin Heinrich ze stanu Nowy Meksyk. Polityk stwierdził również, że należy współpracować z sojusznikami w celu pozbycia się Państwa Islamskiego, lecz jednocześnie trzeba wyciągać wnioski z błędów popełnionych w przeszłości. Senator wzywał, by unikać podejmowania działań, których ryzyko i koszty przewyższają korzyści. Z taką argumentacją zupełnie nie zgadzają się republikanie. Zdecydowana większość z nich uważa, że Stany Zjednoczone powinny zrobić znacznie więcej. – Wysłanie do Syrii tak niewielkiej grupy żołnierzy jest kolejnym taktycznym posunięciem przy braku kompleksowej strategii dla Iraku, Syrii i szerzej dla rejonu Bliskiego Wschodu, mającym jedynie stwarzać pozory poważnego działania – stwierdził Kevin McCarthy, lider republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów. – Barack Obama nie potrafił odpowiednio zareagować wobec zwiększonej rosyjsko-irańskiej współpracy w Syrii – podkreślił polityk. Chodzi m.in. o gotowość Moskwy, by pomóc Iranowi przemycać broń, która miałaby trafić w ręce irańskich sojuszników walczących w syryjskiej wojnie domowej. Iran wspiera reżim Baszara al-Asada, przeciwko któremu opowiada się Waszyngton. Jak ocenił McCarthy, Obama nagradza Rosję i Iran, dopuszczając ich do stołu negocjacyjnego. Polityk sugeruje, że jest to dobrze znany model działania amerykańskiego prezydenta, który toleruje wrogów Ameryki, a zaniedbuje jej sojuszników. Jest to prawdopodobnie nawiązanie m.in. do nuklearnego porozumienia z Iranem, które zostało mocno skrytykowane przez amerykańską prawicę. „Zaniedbanym sojusznikiem” był wtedy Izrael, dla którego posiadający broń atomową Teheran byłby śmiertelnym zagrożeniem. Decyzję Baracka Obamy o wysłaniu małego oddziału komandosów do Syrii skrytykował m.in. senator ze stanu Karolina Południowa – republikanin Lindsey Graham. „Prezydent Obama naraża życie pięćdziesięciu dzielnych Amerykanów, bez jasnej strategii, jak pokonać ISIS” – stwierdził na Twitterze. Polityk przekonywał również, że Państwo Islamskie nie przestraszy się takiego kroku Obamy, a jedynie dostrzeże w nim słabość prezydenta.
Działania Baracka Obamy skrytykowali również czołowi kandydaci do startu w wyścigu prezydenckim w 2016 r. z ramienia partii republikańskiej. Chociaż w większości są oni zgodni, że decyzja Obamy jest krokiem w dobrą stronę, uważają, że amerykańskie zaangażowanie w konflikt w Syrii jest niewystarczające. Ameryka musi zrobić więcej – tak w skrócie można podsumować stanowisko republikanów.

2015-11-25 08:59

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nadzieja większa od ran

Pięcioletni Salem stracił oboje rodziców: jego imię po arabsku oznacza „pokój”. Wojna w Gazie wywarła na niego głęboki wpływ, także przez ślady odłamków, które widniały na jego twarzy i ramionach. Do Włoch przyjechał z babcią i przez pierwsze dni nie puszczał jej ręki; teraz zaczął uczęszczać do przedszkola i – jak mówią nauczycielki – znów zaczął się uśmiechać i bawić z innymi dziećmi.

Co można zrobić w obliczu wojny między Izraelem a Hamasem? W ciągu nieco ponad 6 miesięcy przyniosła ona wielką liczbę ofiar, głównie cywilów: 34 tys. zabitych, w tym 12,3 tys. dzieci, i ponad 76 tys. rannych. Aby odpowiedzieć na tę straszliwą eksplozję przemocy, Wspólnota Sant’Egidio zaoferowała swoją gotowość przyjęcia ok. stu osób ewakuowanych z Gazy z inicjatywy włoskiego rządu. Są to dorośli i dzieci, ciężko ranni w wyniku bombardowań oraz chorzy wymagający opieki, którym pozwolono wyjechać wraz z opiekunami. Pierwsza grupa przybyła do Włoch samolotem pod koniec stycznia. Następnie statek szpitalny włoskiej marynarki wojennej „Vulcano” udzielił pierwszej pomocy w szczególnie poważnych przypadkach i 5 lutego przybił do portu La Spezia. Po pierwszym przyjęciu ranni zostali przewiezieni do szpitali w Rzymie i innych miastach, a ich rodziny zostały przyjęte w mieszkaniach Wspólnoty Sant’Egidio oraz w ośrodkach i domach udostępnionych przez zgromadzenia zakonne, zgodnie ze wzorem pomocy korytarzy humanitarnych, które w ciągu 8 lat dały nadzieję i przyszłość 7 tys. osób uciekających przed wojną. Przyjęcie to zatem jest efektem doświadczenia i sieci przyjaźni stworzonej przy korytarzach humanitarnych, nawet jeśli warunki są inne. Tak naprawdę w korytarzach humanitarnych ludzie przed wyjazdem przeprowadzają rozmowy kwalifikacyjne, uczęszczają na kursy języka i kultury włoskiej oraz przyjeżdżają z kopią włoskiej konstytucji w walizce, wiedzą bowiem, że zaraz po wylądowaniu będą mogli złożyć wniosek o międzynarodową ochronę. Uchodźcy z Gazy zostali ewakuowani w nadzwyczajnej sytuacji, bo w przeciwnym razie zmarliby z powodu braku opieki, ale niekoniecznie będą się ubiegać o azyl we Włoszech. W rzeczywistości spośród ponad stu przyjętych dotychczas osób niektóre otwarcie wyraziły chęć powrotu do Palestyny pomimo ciągłych bombardowań i niepewnej sytuacji humanitarnej. Jest to oznaka bardzo silnej więzi Palestyńczyków ze swoją ziemią i nadziei, że konflikt prędzej czy później się skończy.
CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo na zakończenie Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny

2025-04-14 08:38

[ TEMATY ]

nowenna

Nowenna za Ojczyznę

Mat.prasowy

Już we wtorek, 15 kwietnia uroczyste zakończenie Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny, a 27 kwietnia – zawierzenie Polski i świata Bożemu Miłosierdziu.

W Wielki Wtorek decyzją ks. bpa Krzysztofa Włodarczyka w bydgoskiej Katedrze będzie miało miejsce uroczyste zakończenie trwającej od 11 lutego Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny „Polska na Skale”. Nowenna jest inicjatywą wszystkich ludzi dobrej woli, w tym kapłanów, wiernych świeckich, wiernych z wspólnot katolickich, którym na sercu leży dobro Ojczyzny. Codziennie przez 9 tygodni rzesze Polaków w kraju i za granicą, prosząc o Boże Miłosierdzie i Boską interwencję dla Polski, odmawia jedną część Różańca św, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i modlitwę za Ojczyznę. Wg statystyk, dołączenie do Nowenny zgłosiło przez stronę polskanaskale.pl prawie 11300 osób, 177 duchownych, ponad 400 parafii i klasztorów oraz prawie 300 wspólnot modlitewnych. Wiemy, że wiele osób modli się nie zgłaszając poprzez Internet swojego udziału w tym nabożeństwie.
CZYTAJ DALEJ

Synod o Synodalności jako reakcja Magisterium Kościoła na "znaki czasu"

2025-04-15 11:53

[ TEMATY ]

synod

episkopat

Zainicjowane przez papieża Franciszka XVI Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów: „Ku Kościołowi synodalnemu: Komunia, Uczestnictwo i Misja” jest z pewnością jednym z najważniejszych procesów, w którym prowadzone jest rozeznanie w jakim kierunku Kościół dziś powinien pójść w odpowiedzi na współczesne znaki czasu.

W świetle nauczania Soboru Watykańskiego II znaki czasu to „znaki obecności lub zamysłów Bożych, czyli zjawiska, wydarzenia i procesy, w których przejawia się działanie Ducha Świętego, ingerujące w dzieje ludzkości przez pobudzanie i oświecanie ludzkich serc” (KDK 11). Pozwalają one na odczytanie tego, czego Bóg od nas w danym czasie i w określonych okolicznościach oczekuje.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję