Kard. August Hlond był salezjaninem. W testamencie napisał, iż chciałby, aby jego rzeczy trafiły do jednego z domów tego Zgromadzenia. Tak się stało, przyjął je klasztor w Czerwińsku.
Przez 30 lat pamiątki nie były dostępne dla zwiedzających. Salezjanie od dawna planowali udostępnienie ich pielgrzymom odwiedzającym znajdujące się w ramach kompleksu klasztornego sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia. Jednak dopiero grant, uzyskany w konkursie jednego z banków, przyspieszył prace.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Chcemy przypomnieć ludziom tę bardzo ciekawą postać, która kierowała polskim Kościołem w trudnych, także komunistycznych czasach i potrafiła jednoczyć naród. Znajomość tej postaci nie jest duża, częściowo została zapomniana – mówi ks. Przemysław Kawecki SDB, szef Salezjańskiego Ośrodka Młodzieżowo-Powołaniowego „Emaus”, inicjator powstania muzeum.
Czterej salezjanie
Wśród kilkudziesięciu pamiątek w salezjańskich zbiorach znajdują się rzeczy osobiste i przedmioty, których Prymas używał do pracy i do sprawowania liturgii. Sutanny, szaty liturgiczne, kapelusze kardynalskie, okulary, modlitewniki, brewiarze, zbiór relikwii, popiersie, portrety, zdjęcia, a także maska pośmiertna Prymasa. Jednym z najciekawszych eksponatów jest czarny, ręcznie haftowany ornat pogrzebowy z II połowy XIX wieku, który kiedyś otrzymał w prezencie.
Reklama
O Prymasie opowiedzą nie tylko przedmioty, ale również fragmenty biografii i zbiór jego myśli. Jak przyznaje, przygotowując ekspozycję, sam musiał dobrze poznać postać Prymasa. Jak mówi, wiele wątków życia i działalności kard. Hlonda urzekło go. Choćby to, że z dwunastu dzieci Jana i Marii Hlondów, mieszkających w okolicach Mysłowic, aż czterech synów – Ignacy, August, Antoni i Klemens – wstąpiło do Zgromadzenia Salezjanów. – Początek posługi Augusta Hlonda też był znamienny – podkreśla ks. Kawecki. – Razem ze starszym bratem, wyrwał się ze Śląska w daleki świat. Pojechał do Turynu, gdzie w jednym z zakładów wychowawczych, prowadzonych przez Salezjanów, a przeznaczonych na kształcenie i wychowanie polskiej młodzieży, zasiadł w ławie szkolnej. Od początku budził podziw swoimi zdolnościami i pilnością. Po ukończeniu gimnazjum wstąpił do Zgromadzenia Salezjanów.
Znajomy papieża
Wielu było bardzo zdziwionych, gdy Stolica Apostolska utworzyła administrację apostolską Górnego Śląska. W 1922 r. administratorem apostolskim został mianowany ks. August Hlond. – Okazało się, że wcześniej poznał Achille Ratti, który był nuncjuszem apostolskim w Polsce po odzyskaniu niepodległości. Zetknęli się w Wiedniu, gdzie August Hlond był dyrektorem domu salezjańskiego i prowincjałem Salezjanów – mówi ks. Kawecki.
Gdy Achille Ratti został papieżem, jako Pius XI, powołał nikomu nieznanego zakonnika administratorem Górnego Śląska. – Nawet polski rząd wypytywał subtelnie, kim jest ten ksiądz. Pius XI widział go w działaniu w Wiedniu, gdzie radził sobie z bardzo trudnymi sytuacjami. A mając świadomość trudnej sytuacji na Śląsku, podziałów itp., chciał, by administratorem nowej diecezji był ktoś z zewnątrz – mówi ks. Kawecki.
Fascynujące jest to, dodaje ks. Kawecki, że jako biskup na Śląsku, a potem prymas, cały czas żył jak zakonnik. – W swojej skromności, pokorze, wychodził do biednych i osobiście ich karmił. Niewiele potrzebował do życia, a raczej starał się żyć dla innych. Dlatego też nie pozostało wiele rzeczy po nim. To mnie bardzo uderzyło – mówi.
Hlond i Chlondowski
Reklama
Fascynujące jest też dla ks. Kaweckiego to, że August Hlond, już jako prymas i opiekun polskiej emigracji, doskonale czuł klimaty emigracyjne. – Wzięło się to stąd, że sam będąc we Włoszech był emigrantem, na obczyźnie uczył się i w zasadzie wychowywał jako nastolatek – zwraca uwagę ks. Kawecki. – Nieprzypadkowo był współzałożycielem Towarzystwa Chrystusowego, zgromadzenia powołanego dla Polonii, a w swoich przemówieniach, które do dziś są aktualne, mówił, że nie może być obojętne dla narodu, że jedna czwarta Polaków pozostaje na emigracji. Dlatego trzeba się nimi zająć. Do Chrystusowców mówił: – Musicie być radośni, bo jedziecie do ludzi, którzy są często sponiewierani, wyrwani z Ojczyzny, smutni. Musicie nieść im radość i nadzieję.
Wszyscy wiedzą, że szczątki Prymasa spoczywają w kaplicy św. Jana Chrzciciela w warszawskiej archikatedrze. Mało kto natomiast wie, że na cmentarzu w Czerwińsku, w grobie salezjańskim, jest pochowany jego brat – Antoni Hlond-Chlondowski.
– Przyjął pseudonim, żeby nie mylono go z bratem-prymasem. Był wybitną postacią, salezjaninem, ale także muzykiem, a przede wszystkim kompozytorem – mówi ks. Kawecki. Był przedstawicielem cecylianizmu w muzyce. Jego dorobek kompozytorski, obejmujący pieśni liturgiczne, msze i preludia, to kilka tysięcy utworów.
Z czasów Prymasa
Reklama
Ekspozycja w klasztorze w Czerwińsku miała mieć nowoczesną formę zegara ukazującego etapy życia Prymasa. Ze względów finansowych Salezjanie musieli te plany nieco zweryfikować. Muzeum zajmuje jedną salę (druga zostanie przygotowana, gdy pojawią się fundusze), a odwiedzający będą zapoznawać się z pamiątkami, życiem i działalnością Prymasa chronologicznie, poruszając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Od dzieciństwa na Śląsku, przez naukę w Turynie i Rzymie, po posługę duszpasterza Kościoła, kolejno: prowincjała, administratora apostolskiego, biskupa i wreszcie prymasa i kardynała. – Nie mieliśmy pieniędzy, żeby stworzyć – tak jak to się dziś robi – muzeum multimedialne. Ma tradycyjną formę, nowoczesną na swój sposób – mówi ks. Kawecki. – Opowiemy, jak żył. Pokażemy kącik, w którym siedział, klęcznik, przy którym się modlił, chcemy oddać ducha tego, co wyczytaliśmy z różnych opisów.
– Może eksponatów nie ma za dużo, ale są znaczące – mówi ks. Przemysław Kawecki. – Ciekawostką jest też zbiór relikwii. Są autentyczne, odpowiednio opieczętowane. Zbiór pokazuje, że miał duży kult dla świętych.
Latający Holender
Przedmiotom będą towarzyszyć fragmenty biografii, ręcznych zapisków i wystąpień. – Zamieścimy cytaty, które są czytelne i zrozumiałe dla współczesnego człowieka – zaznacza Salezjanin. – Chcemy zaciekawić ludzi tą postacią.
Będzie też sporo zdjęć. Także osobliwych jak na tamte czasy – z samolotu. – Jako jeden z pierwszych dostojników kościelnych chętnie latał samolotem, podczas gdy inni dostojnicy jeździli pociągami, czy samochodami. Dlatego koledzy nazywali go „Latającym Holendrem” – mówi ks. Kawecki.
Kard. Hlond bywał w Czerwińsku przed II wojną światową i po niej – był m.in. na obłóczynach nowicjuszy i kto wie, czy nie siedział przy biurku, które znajdzie się w centrum ekspozycji. Ale to już jest tylko legenda. Biurko na pewno jest z czasów Prymasa, stać będzie na nim oryginalna, pamiątkowa maszyna do pisania, do tego kałamarze, pióra, przybory codziennego użytku. Według opisów, po pracy zostawiał na biurku tylko krzyż. W Czerwińsku pokażą je inaczej, z różnymi przedmiotami, jakby Prymas tylko na chwilę wstał.