Reklama

Książki

Saro, moja Saro!

– Do dziś nie pojmuję, dlaczego Astrid Lindgren postanowiła wymieniać listy właśnie ze mną. Pisały do niej przecież tysiące dzieci! Nie mam jednak wątpliwości, że nasza korespondencyjna przyjaźń to prawdziwy dar Boga dla mnie – mówi Sara Schwardt. Jej korespondencję z najsłynniejszą szwedzką pisarką opublikowano właśnie w Polsce

Niedziela Ogólnopolska 22/2015, str. 24-25

[ TEMATY ]

książka

Archiwum

Sara Schwardt z portretem Astrid Lindgren

Sara Schwardt z portretem Astrid Lindgren

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ALEKSANDRA POLEWSKA: – „Saro, moja Saro!” – bo tak lubiła zwracać się do Ciebie w listach Astrid Lindgren – dlaczego postanowiłaś do niej napisać?

Reklama

SARA SCHWARDT: – Byłam trzynastolatką, kochałam jej książki, marzyłam o tym, by zostać aktorką (np. taką jak Ingrid Bergman albo Liv Ullmann), i miałam nadzieję, że uda mi się dostać tytułową rolę w ekranizacji „Pippi Langstrumpf”. Niestety, nie zaproszono mnie nawet na zdjęcia próbne. W 1971 r. dowiedziałam się, że ma zostać zekranizowana inna moja ukochana książka. Był to „Biały kamień” Gunnel Linde. Jej główna bohaterka, Fideli, wydawała mi się szalenie do mnie podobna i znów zaczęłam marzyć o tytułowej roli. Znalazłam w gazecie adres Astrid Lindgren i pomyślałam, że być może ona, która jest sławna i zna wszystkich ważnych ludzi w Szwecji, zechciałaby mi pomóc dostać rolę Fideli. I napisałam. Pisałam o tym, że książki Astrid są świetne i że uważam ją za wspaniałą pisarkę, ale zaznaczyłam też, że ekranizacje tych książek uważam za kiepskie, podobnie jak i odtwórców głównych ról (śmiech). Nie omieszkałam dorzucić, że starałam się bezskutecznie o rolę Pippi, bo zamierzam w przyszłości zostać aktorką, i zasugerowałam, że gdybym to ja grała Pippi, film byłby dużo lepszy. Ależ się tam wymądrzałam! I, oczywiście, poprosiłam Astrid, by pomogła mi otrzymać rolę Fideli, o którą również się starałam. Roli Fideli nie dostałam, ale dostałam odpowiedź na list.

– Ale ta odpowiedź nie trafiła do książki z Waszą korespondencją. Dlaczego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Astrid przywołała mnie w tym liście w delikatny sposób do porządku (śmiech). Pytała np., czy ekranizacja jej książek byłaby dobra tylko wtedy, gdyby grała w niej Sara Ljungcranz? Kiedy go czytałam, poczułam się nie tylko zawstydzona. Czułam też ogromny ból. Zrozumiałam, ile niemądrych rzeczy napisałam. Było mi strasznie głupio, że tak cudowna pisarka była przeze mnie w gruncie rzeczy zmuszona do napisania tych wszystkich niezbyt miłych rzeczy. Podarłam list i wyrzuciłam do toalety. Postanowiłam jednak napisać jeszcze raz i przeprosić ją za moje gafy.

– I Astrid znów Ci odpisała.

Reklama

– Tak. I to było niezwykłe. Astrid odpisywała na każdy list, ale tylko jeden raz. Kiedy jednak liczba listów przybrała niekontrolowane rozmiary, zamówiła specjalne pocztówki, które były wysyłane w odpowiedzi do piszących do niej czytelników, głównie dzieci i nastolatków. A do mnie napisała drugi raz! A potem kolejne razy! Czułam się niesamowicie wyróżniona. Byłam bardzo zbuntowaną nastolatką, niedojrzałą, miałam problemy w szkole, w domu, czułam się bardzo samotna i nierozumiana. O tym wszystkim można przeczytać w książce, bo moje nastoletnie listy pełne były emocjonalnych opisów moich rozmaitych trosk. Astrid odnosiła się do nich z wielką dobrocią, ciepłem i uwagą. Czasami udzielała mi też subtelnych reprymend, np. kiedy wspomniałam, że popalam papierosy.

– Doradzała Ci, jak rozwiązywać problemy? Pocieszała?

– Tak, ale dla mnie wsparciem było przede wszystkim to, że wiedziałam, iż ona jest kimś, kto mnie wysłuchuje z uwagą. Samo to dawało mi bardzo wiele. Z czasem również ona zaczęła mi pisać o tym, co ją gnębi. O chorobie brata, później o jego śmierci, o śmierci gosposi. Pisała mi o swoich wnukach, o tym, jak bywa zmęczona. Czułam się wyróżniona nie tylko faktem, że cudowna pisarka, jaką jest Lindgren, odpisuje na moje listy, ale także tym, że ona też mi się zwierza.

– Nigdy się nie spotkałyście.

Reklama

– Umówiłyśmy się, że będziemy do siebie pisać tylko wtedy, kiedy będziemy czuły potrzebę tego. Astrid nigdy nie proponowała mi spotkania, a ja się go nie domagałam. Myślę, że gdybyśmy się spotkały i rozmawiały ze sobą, zamiast pisać, nasza relacja miałaby zupełnie inny – sądzę, że uboższy – charakter. Komunikacja poprzez listy dawała nam wielką intymność. Myślę, że Astrid najlepiej wyrażała samą siebie przez pisanie, podobnie jak i ja. Kiedy pisałyśmy, otwierałyśmy przed sobą nasze dusze. Bratanica Astrid powiedziała mi, że kiedy przeczytała książkę z naszymi listami, była bardzo zaskoczona. Mówiła, że zawsze miała bardzo dobrą relację z ciocią Lindgren, ale nigdy nie poznała jej od takiej strony, od jakiej ja ją poznałam, że choć były krewnymi, nigdy nie połączyła ich taka zażyłość. Swoją drogą, różnica wieku między nami wynosiła ponad 50 lat.

– Lata mijały. Pewnego dnia pisałaś do Astrid, że Twoje małe córeczki przeszkadzają Ci dokończyć list. Dodałaś, że nie możesz się doczekać, kiedy podrosną na tyle, byś mogła im czytać „Pippi”. Kiedy spełniło się to pragnienie?

– Jak zapewne wiesz z listów, kiedy miałam 20 lat, stałam się chrześcijanką, poznałam Jezusa i choć moja wiara przechodziła różne koleje, do dziś mam świetny kontakt z Bogiem. Czytałam moim dziewczynkom książki Astrid, gdy podrosły, ale przede wszystkim czytałam im Biblię dla dzieci, bo to ją uwielbiały najbardziej. Czytałam od deski do deski. I kiedy kończyłam ostatnią stronę, mówiły: Mamo, czytamy od początku!

– Byłam bardzo poruszona tym, jak pisałaś do Astrid o spotkaniu z Jezusem, i tym, że choć byłaś tak młodą osobą, świetnie znałaś Biblię. Wzruszające były również odpowiedzi Astrid na Twoje listy o wierze. Choć sama była niewierząca, wielu mogłoby się od niej uczyć szacunku do wiary innych.

Reklama

– Dziś trochę się wstydzę sposobu, w jaki pisałam w tych listach o moim nawróceniu, myślę, że mogłam to zrobić inaczej, ale dziś już tego nie zmienię. W Szwecji trudno jest rozmawiać o Bogu otwarcie, Szwedzi boją się tego, nie chcą. Uważają, że wiara to niezwykle osobista sprawa, wręcz intymna. Ale jakiś czas temu powiedziałam do Boga: „Tak bardzo chciałabym o Tobie opowiedzieć ludziom! Powiedz mi, jak to zrobić”. I wiesz, co się wtedy stało? Bóg odpowiedział w zaskakujący sposób! Zaproponowano mi wydanie mojej korespondencji z Astrid Lindgren, korespondencji, w której mówię dużo o moim spotkaniu z Bogiem.

– A mnie się podobało, jak wyjaśniałaś Astrid miłość Boga do człowieka, używając do tego fragmentu jej książki „Mio, mój Mio”. Pozwól, że zacytuję: „Wtedy zrozumiałem, że mój ojciec, król, zawsze będzie spoglądał na mnie takimi życzliwymi oczami, i że zawsze będzie mnie kochał, cokolwiek zrobię”...
Wspomniałaś, że byłaś kiedyś w Polsce.

– To było w 1983 r., przyjechałam do Polski z moją grupą biblijną. Odwiedziliśmy kilka miast, ale w tej chwili pamiętam tylko Poznań. Byliśmy w jednym z tamtejszych klasztorów, niestety, nie potrafię dziś powiedzieć, w którym. Pamiętam, że mieszkańcy miasta nosili zapalone świece, układali kwiaty na ulicy, pamiętam, że było sporo... jak to się nazywało – milis...? To jak policja, tylko miało trochę inną nazwę.

– Milicja.

– Tak, możliwe, więc milicja próbowała rozgonić tych ludzi, a oni się nie bali, nie pozwalali się rozpędzić.

– „Twoje listy chowam pod materacem” – tak brzmi tytuł książki, w której zebrano listy Twoje i Astrid. Czy ta książka zmieniła Twoje życie?

– Tak. Lubię mówić, że Astrid dała mi drugą szansę. Jako młoda kobieta wyszłam za mąż, urodziłam trójkę dzieci, ale moje życie zawodowe dalekie było od moich nastoletnich marzeń o nim. Nie zostałam ani aktorką, ani dziennikarką, którą później pragnęłam zostać. Pracowałam w szpitalu jako salowa. Sprzątałam toalety szpitalne, słuchając nieustannie audiobooków przez malutkie słuchawki. I kiedy opublikowano naszą korespondencję, nagle moje nazwisko pojawiło się obok nazwiska Astrid Lindgren nad tytułem książki. Swoiste, ale jednak współautorstwo z nią. W Szwecji książka ukazała się w 2012 r., wtedy też zaproponowano mi pracę w Mariannelund, gdzie powstaje drugie największe na świecie muzeum filmów dla dzieci. Pracuję tam jako przewodnik, opowiadam o Astrid, o jej książkach i o mojej przyjaźni z nią. Pisuję też regularnie artykuły do „Kommunalarbetaren”. Jednak zostałam dziennikarką.

2015-05-26 13:34

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Otwarci na miłość

[ TEMATY ]

książka

Materiał prasowy

Od najmłodszych lat towarzyszą nam marzenia o prawdziwej, głębokiej miłości, takiej, która przetrwa każdą burzę.

Wciąż szukamy kogoś, kto będzie nas znał, rozumiał i akceptował. A jednak zamykanie się w skorupie własnych słabości, uprzedzeń i drobnych codziennych nieszczęść przychodzi nam dość łatwo. Znacznie trudniej pozostawić serce otwarte, paradoksalnie zwłaszcza dla tych, którzy są najbliżej.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Tłumy wiernych w ulicznej Drodze Krzyżowej w Radomiu. Liczbę uczestników oszacowano na 1500 osób

2025-04-14 09:41

[ TEMATY ]

Radom

Bp Marek Solarczyk

uliczna Droga Krzyżowa

tłumy

facebook.com/bpmsolarczyk

Uliczna Droga Krzyżowa w Radomiu

Uliczna Droga Krzyżowa w Radomiu

Ulicami Radomia przeszła w niedzielę wieczorem Droga Krzyżowa. Wierni przeszli od kościoła farnego do katedry. Niesiono krzyż, który jest wierną kopią symbolu ŚDM.

Rozważania przygotował biskup Marek Solarczyk. - Rozpoczynamy naszą radomską Drogę Krzyżową w Roku Jubileuszowym, ale także okresie, gdy dziękujemy Bogu - Panu czasu za 1000. lat Królestwa Polskiego. Pragniemy rozważyć tajemnice życia Boga razem z Jezusem Chrystusem i dostrzec w bogactwie naszych ludzkich dziejów znaki działania mocy Boga, jaką ofiarował nam poprzez tak licznych Pielgrzymów Nadziei - świadków miłości Boga i Kościoła oraz poświęcenia dla człowieka i naszej Ojczyzny - Polski - mówił się bp Marek Solarczyk.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję