Reklama

Świat

Rosja – kraj o nieodgadnionej przeszłości

O historii, znaczeniu i sposobach rosyjskiego świętowania Dnia Zwycięstwa z Anną Łabuszewską rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 19/2015, str. 38-39

[ TEMATY ]

Rosja

Archiwum prywatne

Anna Łabuszewska

Anna Łabuszewska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Kolejne rocznice zakończenia II wojny światowej obchodzone były w Związku Radzieckim, a potem w Federacji Rosyjskiej zawsze bardzo wystawnie, z odpowiednim rozgłosem. Jednak już po tegorocznych przygotowaniach można było sądzić, że 70. rocznica przebije wszystkie dotychczasowe obchody...

ANNA ŁABUSZEWSKA: – Rzeczywiście, można odnieść takie wrażenie. Tym bardziej warto dziś przypomnieć, że w Związku Radzieckim przez pierwszych 20 lat po wojnie nie urządzano – zwłaszcza za życia Stalina – hucznych rocznic.

– Dlaczego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Historycy twierdzą, że Stalin bał się wzrostu znaczenia bohaterów wojennych – marszałków i generałów – którzy wygrali tę wojnę i którzy mogliby być zagrożeniem dla jego władzy. A poza tym społeczeństwo odczuwało jeszcze bardzo mocno tę żywą wojenną ranę – do tej pory nie wiemy, ile milionów ludzi zginęło. Tak więc przez wiele lat było to święto rodzinne, poświęcone tym, którzy z wojny nie wrócili do domów, i tym, którzy wrócili.

– Nie było radości?

– Była, oczywiście, ale z dużą domieszką stosownej zadumy. Późniejsze huczne obchody całkowicie przesłoniły tamten czas refleksji.

– Święto zostało „upaństwowione”, zinstrumentalizowane?

– Za czasów Leonida Breżniewa podniesiono je do rangi święta państwowego. Od lat 60. zostało niemal całkowicie podporządkowane potrzebom propagandy Związku Radzieckiego i zimnej wojny. Wielkie parady na placu Czerwonym stały się dla kremlowskiego reżimu znakomitą okazją do chwalenia się arsenałem zbrojnym, do pogrożenia Zachodowi.

– Wydaje się, że ten scenariusz, w nieco odmienionej, „unowocześnionej” formie, zaczyna się powtarzać także po rozpadzie Związku Radzieckiego.

– To prawda. W latach 90. było to z pewnością święto pozytywne, autentycznie radosne; było jednym z niewielu wówczas czynników podkreślających jedność w narodzie. Jednakże wtedy Dzień Zwycięstwa był obchodzony – jak tuż po wojnie – „ze łzami w oczach”, stosownie do słów patriotycznej pieśni... To dlatego, że dzięki udostępnieniu historycznych archiwów na fali głasnosti i pierestrojki Rosjanie mogli się wreszcie dowiedzieć, jak faktycznie wyglądała ta wojna: mit niezwyciężonej armii radzieckiej, która sama – zachodni alianci są w tym micie marginalizowani – stłamsiła hydrę hitleryzmu i przyniosła wolność całej Europie, załamał się.

– Jednak nie na zawsze – dziś znów chyba całkiem nieźle odgrywa swą polityczną rolę...

– Od 2005 r. mamy w Rosji do czynienia z powrotem tejże mitologicznej wersji historii II wojny światowej, z propagandowym wykorzystaniem Dnia Zwycięstwa. Przesądziła o tym polityka Władimira Putina, jego widzenie roli historii w kształtowaniu świadomości społecznej i manipulowanie nią. Utworzona za prezydentury Dmitrija Miedwiediewa specjalna komisja, której zadaniem miało być przeciwstawianie się fałszowaniu historii, w istocie zajmowała się utrwalaniem obowiązującej obecnie poprawionej wizji historii oraz przeciwstawianiem się wszelkim alternatywnym ocenom historyków.

– Co zadecydowało o podjęciu tak radykalnego kursu polityki historycznej?

– Wydaje się, że znacząco zaważyła tu pomarańczowa rewolucja na Ukrainie w 2004 r., która dokonała pierwszego przełomu w świadomości społeczeństwa ukraińskiego, co na Kremlu obserwowano z niepokojem, gdyż to wtedy na Ukrainie zaczęła się kształtować już nieco inna wizja historii. Zaniepokojeni tym Rosjanie – pretendujący do roli hegemona na obszarze postradzieckim – przystąpili do lansowania swojej, „jedynie słusznej”, wizji. Zaczęło się więc sugerowanie – wyraźnie widoczne po tzw. drugim kijowskim Majdanie, który jeszcze bardziej rozwinął tożsamościowe aspiracje Ukraińców – że wszyscy Ukraińcy są faszystami. I tylko Rosja przedstawia się znów jako gwarant pokoju w tej części Europy.

– A wyjątkowo huczne świętowanie 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej ma służyć demonstracji tego wyjątkowo pokojowego nastawienia?

– Jak kiedyś ma pokazać światu potęgę Rosji, z tym że w obecnej sytuacji to huczne świętowanie jest niewątpliwie wyjątkowo ważnym elementem aktualnej polityki Kremla, zarówno tej zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Dlatego prezydent Putin bardzo chciał widzieć na trybunie honorowej na placu Czerwonym wszystkich światowych przywódców. Ci jednak po ubiegłorocznej aneksji Krymu odmówili uczestnictwa. Mało tego, odmówili także koledzy z obszaru postradzieckiego. Putinowi chodziło o zademonstrowanie jedności, tymczasem nawet prezydent Aleksander Łukaszenka powiedział, że nie może być na defiladzie 9 maja w Moskwie, gdyż w tym czasie organizuje własną w Mińsku... Wcześniej nie było tego typu kolizji. Teraz chyba jedynie prezydent odległego Tadżykistanu ogłosił miejscowe uroczystości już na 7 maja, aby móc być w Moskwie 9.

– Można zatem sądzić, że to propagandowa przegrana Putina?

– Z pewnością. Ale jest to również symboliczne rozgraniczenie – także w celu propagandowym – kto z nami, kto przeciwko nam.

– Jak tę znaczącą nieobecność ważnych gości odbierze naród?

– Tak, jak mu się powie.

– A co się powie?

– Machina propagandowa już od dawna jest bardzo silnie nastawiona na przekonywanie Rosjan, że ich wrogiem jest zły, zepsuty Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone, które właśnie chcą na swoją stronę przeciągnąć Ukrainę. Nastroje społeczne są przez tę propagandę tak nadmuchane, jakby 9 maja 2015 r. obchodzono zwycięstwo nie nad Rzeszą Niemiecką, ale nad Ameryką. W świadomości Rosjan coraz bardziej zaciera się fakt, że w koalicji antyhitlerowskiej uczestniczyły także Stany Zjednoczone! W dzisiejszej wojennej mitologii nie ma miejsca na pokazywanie czynu zbrojnego aliantów. W rosyjskiej propagandzie na temat zwycięstwa w II wojnie dominuje wyłącznie zaimek „my”.

– Można już mówić o zakłamywaniu historii?

– W warstwie propagandowej – z pewnością tak. Są jednak rosyjscy historycy, którzy prawdziwie ją opisują, ale jest to bardzo wąski krąg specjalistów niebędących ulubieńcami Kremla. Ogólnie biorąc, historia stała się solidnym filarem ideologii. Jeden z rosyjskich satyryków – Michaił Zadornow powiedział kiedyś, że Rosja jest wielkim krajem o nieodgadnionej przeszłości. To bardzo trafny opis dzisiejszej sytuacji, w której polityka historyczna jest ważnym narzędziem prowadzenia realnej polityki.

– Na tyle skutecznym, że zakłamana rosyjska mitologia wojenna jest dziś tak powszechna w rosyjskim społeczeństwie, jak nigdy wcześniej?

– Z pewnością jest bardzo widoczna, zwłaszcza w okresie świętowania Dnia Zwycięstwa. Na ulicach Moskwy pojawiły się np. koszulki z napisem „Pokonaliśmy jednych, pokonamy i drugich” i podobizną hitlerowca oraz Statuą Wolności. Wyjątkowo wiele tego typu wytworów masowej kultury świadczy o tym, że w świadomości społecznej przestaje istnieć rzetelna wiedza historyczna.

– To znaczy, że ogromna większość Rosjan popierających Putina ma po prostu ogromny mętlik w głowie, spowodowany państwową propagandą?

– To chyba dobre określenie stanu rzeczy. Gdy chodzi o samą nieświadomość historyczną, to bierze się ona nie tylko z podatności na propagandę, ale także z tego, że większość Rosjan nie interesuje się już tym, jak było i jak jest naprawdę. Dlatego w manipulowaniu świadomością społeczną bardzo skuteczny jest wyłącznie pozytywny przekaz. W Rosji, jak na razie, działa doskonale odgórne utwierdzanie w przekonaniu, że „jesteśmy najlepsi, niczego nie musimy poprawiać”.

– Wydaje się, że w tym roku obchody Dnia Zwycięstwa w szczególny sposób mają podkreślać wielkość i niezwyciężoność Rosji. Tym razem jednak obok obowiązującego jak zawsze patosu pojawia się mnogość inicjatyw oddolnych z gatunku kultury masowej. Mamy zatem swoisty mariaż popkultury z geopolityką?

Reklama

– To dobre pytanie o przyszłość, można rozważać, co z tego zestawienia kiedyś wyniknie... Faktem jest, że dziś obok zorganizowanych pod linijkę bombastycznych obchodów państwowych pojawiło się całe mnóstwo wymyślonych przez ludzi michałków, czyli mało poważnych, bardzo rozrywkowych imprez, bynajmniej niedodających powagi wielkiemu świętu.

– W rodzaju np. stawiania wielkich rzeźb z czekolady?

– O takich nie słyszałam, ale bardzo nagłośniono np. konkurs na najlepszy tort w jednym z syberyjskich miast, gdzie konkurowały wypieki, których dekoracje miały nawiązywać do zwycięstwa, do wojny... Dekorowano więc torty miniaturkami pomników, np. mężczyzny niosącego dziecko na rękach z pomnika w białoruskiej wiosce Chatyń, spacyfikowanej przez Niemców. Trzeba przyznać, że bardziej rozrywkowe czczenie Dnia Zwycięstwa czasem wzbudzało oburzenie. Skandalem okazał się występ taneczny, w którym oburzało nie to, że dziewczęta, trzęsąc pośladkami, udawały pszczółki, lecz to, że miały kostiumy w barwach wstęgi Orderu św. Jerzego. Barwy te w ciągu ostatnich lat zostały wylansowane jako znak nowego rosyjskiego patriotyzmu i noszą je dziś wszyscy, którzy identyfikują się z oficjalną wersją niepokalanego zwycięstwa. Jest to także znak poparcia aneksji Krymu, znak zwycięskiego putinizmu. Tak więc kolor żółto-brązowy na pośladkach pszczółek został uznany za obrazę uczuć weteranów.

– Akurat oni powinni się bardziej obrażać za szarganie czerwonego sztandaru, pod którym przecież walczyli...

– Na dobrą sprawę mogliby się obrazić przede wszystkim za to, że czerwony sztandar w dzisiejszym obchodzeniu Dnia Zwycięstwa został przesunięty na dalszy plan i zastąpiony właśnie barwami wstęgi Orderu św. Jerzego. A jeszcze bardziej mogliby się obrazić za to, że nie zostaną wpuszczeni na uroczystości na placu Czerwonym (ma być obecna tylko wyselekcjonowana grupa weteranów) albo za to, że wielokrotnie składane przez władze obietnice poprawy ich bytu pozostają nadal w sferze planów.

– Tymczasem wszyscy są zadowoleni i niezmiernie radośnie obchodzą Dzień Zwycięstwa.

– Z badań poziomu zadowolenia wynika, że Rosjanie są zadowoleni, przede wszystkim z siebie samych. A 9 maja jest dla nich najlepszą okazją, by podkreślać swoją niezwykłą dumę i tę rosyjską duchowość, która w ich mniemaniu daje im ogromną przewagę nad społeczeństwami zachodnimi. Są przekonani, że ich wartości są najczystsze, najszlachetniejsze, że to z ich udziałem zostanie kiedyś pokonana zgnilizna Zachodu. O Europie mówią z pogardą: „Gejropa”. Skoro więc ta Gejropa nie chce do nas przyjechać, nie chce z nami świętować, podważa nasze zwycięstwo, zafałszowuje historię, chce nam odebrać tę naszą świętość, to my jej jeszcze pokażemy!

– Władimir Putin przekonuje, że zachodnie sankcje Rosji nie złamały, że Rosjanom żyje się coraz lepiej.

– To tylko zaklinanie rzeczywistości. Analizy ekonomiczne nie są tak optymistyczne, jak nastawienie prezydenta Putina.

– Ale Rosjanie nadal wierzą mu naprawdę bezkrytycznie?

– Niemała część rosyjskiego społeczeństwa rzeczywiście podchodzi bezkrytycznie do tego, co płynie z telewizora, i przyjmuje to za prawdę objawioną, niepodważalną. Po prostu nie bardzo interesuje się polityką, akceptuje wszystko, nawet tzw. przykręcanie śruby, bo chce mieć święty spokój. Ale jest też całkiem liczna grupa ludzi wątpiących, krytykujących, chcących zmian. Nie wszyscy są jednak herosami, którzy mieliby odwagę z odsłoniętym torsem iść do walki z potężną machiną państwową.

* * *

Anna Łabuszewska
Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, publicystka „Tygodnika Powszechnego”, prowadzi blog „17 mgnień Rosji”

2015-05-05 14:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dyplomata UE: wizyta Borrella w Rosji kończy się gorzej, niż przewidywali najwięksi pesymiści

Wizyta w Moskwie szefa dyplomacji UE Josepa Borrella kończy się gorzej, niż przewidywali najwięksi pesymiści - powiedział PAP unijny dyplomata. "Rosjanie nie tylko nie ustąpili, ale do tego w sposób demonstracyjny pokazali, ze nie mają żadnego zamiaru zmieniać swoich działań" - dodał.

Borrell był przed wizytą w Moskwie ostrzegany przez część państw członkowskich UE, jednak ostatecznie zdecydował się udać do stolicy Rosji na rozmowy z szefem dyplomacji tego kraju Siergiejem Ławrowem.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Nieprzechodni puchar

2024-04-29 23:36

Kacper Jeż/ LSO DT

    W Brzesku odbyły się XVII Mistrzostwa Liturgicznej Służby Ołtarza Diecezji Tarnowskiej w Piłce Nożnej Halowej.

    W rozgrywkach wzięło udział 46 drużyn z całej diecezji. Łącznie na trzech brzeskich halach zagrało ponad 300 ministrantów i lektorów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję