O. MICHAŁ LEGAN OSPPE: – Co, według Ojca, jest najgłębszą wartością życia zakonnego i pustelniczego, i czy my dzisiaj – w ogłoszonym przez papieża Franciszka Roku Życia Konsekrowanego – tę wartość dostrzegamy?
Reklama
O. PROF. BAZYLI DEGÓRSKI OSPPE: – Najgłębszą wartością życia zakonnego jest niewątpliwie wypełnianie Chrystusowych rad ewangelicznych, które z zasady przejawiają się w trzech ślubach: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, a które uroczyście składamy w Kościele. Ze ślubów tych wypływają moce, które – dzięki łasce Bożej – ułatwiają nam służbę bliźnim i Kościołowi. Wszystkie prowadzą do cnoty miłości, będącej zasadą chrześcijaństwa i istotą Trójjedynego Boga, który jest Miłością. Wypełnianie ślubów bez miłości, a więc bez zakotwiczenia w Bogu-Miłości, nie ma znaczenia, jest zwykłym egoizmem, szukaniem siebie samego, faryzejską chęcią pokazania innym naszej cnoty, wielkości, bohaterstwa; krótko mówiąc – pokusą, której w dziejach monastycyzmu ulegali ci mnisi, którzy zapomnieli o słowach Pana: „Beze Mnie nic uczynić nie możecie”. Jaka jest natomiast najgłębsza wartość życia pustelniczego? Oczywiście, to opierające się na miłości przebywanie sam na sam z ukochanym Panem. To, co tak trafnie oddaje zawołanie naszego zakonu: „Solus cum Deo solo!”. To, czym żył na co dzień doskonały pierwszy pustelnik chrześcijański – Paweł z Teb, nasz umiłowany patriarcha. Chodzi tu więc o doświadczanie już na tym świecie owego „angelikos bios” (anielskiego życia), które w pełni stanie się naszym udziałem w wieczności. Jeśli jest bowiem prawdą, że w każdym człowieku przychodzi do nas Chrystus, i jeżeli jest pewne, iż istotą życia pustelniczego, bogomyślnego jest przebywanie, rozmowa z Bogiem, to – dla przykładu – każda styczność z drugim człowiekiem, każde spotkanie z nim w konfesjonale stanie się obcowaniem z Bogiem, z Chrystusem obecnym w przychodzącym do nas człowieku, a to jest – jak powiedzieliśmy – istotą życia pustelniczego. Oby więc nasze konfesjonały były domkami pustelników – naszych protoplastów, do których częstokroć tłumnie przybywali spragnieni Boga ludzie!
– Co jest najgłębszym znakiem pustyni i gdzie jej dzisiaj szukać?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Doskonały chrześcijanin, którym chce być mnich, jest także rycerzem, żołnierzem Chrystusa („miles Christi”), jest Chrystusowym atletą, sportowcem („athleta Christi”). Z tego powodu mnisi udawali się na pustynię, aby właśnie jako „milites Christi” toczyć przy pomocy łaski Pana zbawczy bój z diabłem i demonami. Żołnierz bowiem idzie do walki tam, gdzie znajduje się wróg. Gdzie dzisiaj szukać takiej pustyni, takiego pola bitwy o Chrystusa? Myślę, że takich pustyń, takich miejsc jest bardzo wiele. Tyle jest na świecie zła, przemocy, grzechu! Tam pauliński żołnierz-mnich powinien się pojawić, aby – jak ongiś jego święty patriarcha – walczyć z szatanem i złem.
– Co dla Ojca jest najważniejsze i najpiękniejsze w życiu mnicha?
– Miłość do Chrystusa, do bliźniego, w którym On do nas przychodzi, i miłość do Kościoła, w którym On żyje i nadal działa przez Ducha Świętego. Krótko mówiąc: pokorna i miłosna wierność powołaniu na wzór Służebnicy Pańskiej.
– Czy na swojej drodze wewnętrznych poszukiwań duszy miał/ma Ojciec mistrza – przewodnika? Jakie ma Ojciec doświadczenie w tym względzie?
Reklama
– Niewątpliwie miałem, gdyż nie można prowadzić siebie samego po trudnej (aczkolwiek wspaniałej!) drodze, która prowadzi do Domu Ojca. Myślę teraz o św. Bazylim Wielkim – wspaniałym prawodawcy monastycyzmu greckiego, wschodniego. Biskup Kapadocji kładł ogromny nacisk (jak wszyscy Ojcowie Pustyni i wielcy mnisi) na wartość przewodnika duchowego, ojca duchowego. Bazyli częstokroć przytaczał ową mądrościową przestrogę z Pisma Świętego: „Biada samotnikowi, gdyż – gdy upadnie – nie ma nikogo, kto by mógł go podnieść!”. Z tego względu przedkładał nad życie pustelnicze cenobicką, wspólnotową formę życia mniszego. Według św. Bazylego, pustelniczy, samotny sposób życia może podjąć tylko wypróbowany w życiu klasztornym, wielce cnotliwy mnich. „Verba docent, exempla trahunt!” (słowa uczą, przykłady pociągają) – jak mawiali starożytni, od których dziś też możemy się wiele nauczyć. Szkoda tylko, że także i w naszym, kościelnym, środowisku sami podcinamy sobie korzenie, zmniejszając choćby wymiar godzin wykładowych łaciny (o grece już nawet nie wspomnę!).
– Teologia to dyscyplina, w której konieczne jest harmonijne połączenie dociekań naukowych i pokornej modlitwy. Jak pisał Jan Paweł II, „wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których dusza ludzka wznosi się ku kontemplacji prawdy”. Proszę o świadectwo – czym dla Ojca jest teologia, dlaczego warto ją wnikliwie studiować i czy pomaga ona w odkryciu Boga na poziomie wiary?
Reklama
– Wszyscy wielcy teologowie – wraz ze św. Augustynem z Hippony i św. Tomaszem z Akwinu – zgodnie twierdzili, że nie można być teologiem w pełni tego słowa, gdy nie jest się człowiekiem modlitwy, gdy nie ma się styczności z tym Bogiem, o którym teoretycznie chce się rozprawiać. Bez modlitwy można być tylko religiologiem, religioznawcą, ale nie można być teologiem! I na odwrót: bez głębokiej wiedzy o Bogu, bez wiedzy teologicznej, nie można mieć właściwego kontaktu z Bogiem. To oczywiste: jakże możemy wierzyć w Boga, którego nie znamy lub tylko wydaje się nam, że Go znamy, a ta nasza znajomość jest powierzchowna, może nawet zła?! Stąd konieczność studiów teologicznych, aby łatwiej można było kontemplować Prawdę, żyć nią i przekazywać ją innym. Wszyscy paulini powinni ustawicznie się uczyć, kształcić, zdobywać wiedzę. Przypomnijmy sobie naszego Ojca Pawła z Teb! O nim to św. Hieronim powiedział, że był „wielce wykształconym” („adprime eruditus”)! Tak więc paulin, aby być w pełni naśladowcą swego patriarchy, powinien i w tym starać się do niego upodobnić. Zapewniam: nauka nikomu nie zaszkodzi!
– Etos naukowca – dlaczego warto, według Ojca, poszerzać swoją wiedzę? Dociekania intelektualne pomagają czy przeszkadzają w rozwoju życia chrześcijańskiego i formacji ludzkiej?
– Bez wątpienia pomagają! Gdy się kształcimy, gdy poznajemy prawdę, z konieczności zbliżamy się do Prawdy. Chodzi jednak o wiedzę gruntowną, a nie powierzchowną, nie o pseudowiedzę. Ta ostatnia może nas odwodzić od Boga, może sprawić, że ktoś będzie nami sterował, starał się odciągnąć nas od wiary. Ktoś trafnie stwierdził, że mała wiedza oddala od Boga, a duża wiedza – do Niego sprowadza.