Reklama

Niedziela Łódzka

Pojazdami opowiadam historię

Z Jackiem Kopczyńskim, łódzkim pasjonatem, miłośnikiem historii i pojazdów, którego imponująca kolekcja znajduje się w Boczkach koło Szadku, odznaczonym przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Srebrnym Krzyżem Zasługi, rozmawia Anna Skopińska

Niedziela łódzka 17/2015, str. 4-5

[ TEMATY ]

rozmowa

pasja

Anna Skopińska

Jacek Kopczyński przy sprowadzonej z Norwegii tankietce

Jacek Kopczyński przy sprowadzonej
z Norwegii tankietce

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Z tego, co tu zgromadzone, co odrestaurowane i co czeka jeszcze na naprawę, widać, że jest Pan wielkim pasjonatem starych pojazdów... Długo trwa ta fascynacja?

JACEK KOPCZYŃSKI: – Już 38 lat. Zaczęło się w szkole średniej. Jak każdy chłopak marzyłem o samochodzie. W czasach PRL– u bardzo tanio można było kupić samochody zabytkowe. Pomyślałem więc, że od takiego pojazdu zacznę swoją karierę motoryzacyjną. Kupiłem DKW F7 1938 rok produkcji – piękny kabriolecik, którym przez 8 lat jeździłem wszędzie – na wakacje, do szkoły, potem na uczelnię. Spisywał się bardzo dzielnie. I już wtedy zacząłem doceniać zupełnie inną estetykę tych pojazdów – one zawsze czymś mnie zaskakiwały. Każdy pojazd miał swój odmienny charakter – nie to co dzisiaj, gdy samochody są niemal takie same. Kiedyś każda firma starała się robić coś wyjątkowego.

– Zaczął więc szukać Pan tej wyjątkowości...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Zacząłem w pojazdach dostrzegać to, co mnie najbardziej ciekawi. Zawsze powtarzam, że u mnie nie ma samochodów brytyjskich. One jakoś mi nie pasują. Bardzo lubię natomiast samochody niemieckie – za ich harmonijną linię, czy pojazdy amerykańskie, ale tylko te przedwojenne. Lubię też ciężarówki, bo w nich jest coś zaklętego – taka niezwykła siła i mobilność. I przede wszystkim pojazdy gąsienicowe czy półgąsienicowe – one mnie zawsze interesowały. A przez to, że technika w pojazdach gąsienicowych jest wyjątkowo reżimowa, taka wysublimowana, uruchomienie takiego pojazdu dawało największe satysfakcje. I później poruszanie się w terenie.

– Dlaczego to takie szczególne?

– Dlatego, że można było spróbować swoich sił z różnego rodzaju przeszkodami i panowanie nad takim pojazdem dawało radość. Bo udało się np. przejechać przez jakieś bagno czy głębszą wodę. Poza tym pojazdy gąsienicowe mają swoją estetykę. Piękne, wręcz przecudowne, są przedwojenne polskie czołgi – tankietki. Szczególnie, jak latem bądź wczesną wiosną postawi się je gdzieś w plenerze, to z odległości stu metrów potrafią znikać, ukazywać się, choć przecież stoją w miejscu. I obserwując, doznaje się rzeczywiście niezwykłych wrażeń.

– Mówi Pan o tym, jak o czymś wyjątkowym:) W Pana kolekcji jest też wiele innych perełek, motoryzacyjnych skarbów...

Reklama

– Są motocykle, które zawsze kusiły mnie swoją techniką. Każdy motocykl z mojej kolekcji jest inny: są polskie Sokoły 1000, jest BMW Sahara, Zündapp 500, M72. Każdy z nich ma swój osobisty charakter, każdy ma swoją wyjątkowość. Moja przygoda z motoryzacją to nie jest próba bycia kimś innym. Po prostu tak mogę być postrzegany przez osoby, które nie znają tego bagażu lat. Robię to wszystko, próbując też pokazywać osobom z zewnątrz, jak można z tych hobbystycznych przedmiotów zrobić i kolekcję, i określić sobie kierunek, który historycznie ma uzasadnienie. Bo jeżeli są dwie tankietki polskie, to są również dwa sokoły polskie, jest ciężarówka przedwojenna, która była użytkowana w polskim wojsku, a więc jest pewien wycinek, który dotyczy naszego narodu.

– Taka lekcja historii opowiedziana pojazdami...

– Dokładnie. Potem jest II wojna światowa – mam pojazdy rosyjskie: kołowe, ciężarówki, gąsienicowe; pojazdy niemieckie: motocykle, kołowe, półgąsienicowe, gąsienicowe – to wszystko stanowi jakiś porządek. Są pojazdy amerykańskie – gąsienicowe, ciężarówki i motocykle. Lubię mieć świadomość, że mogę pokazać niektóre armie II wojny światowej.

– Pojazdy zaprowadziły też Pana na plany filmowe...

– Bardzo wiele produkcji korzystało z moich zasobów. Ostatnim, dla mnie istotnym i ważnym uczestnictwem przy produkcji była realizacja filmu „Miasto 44”. Do tej produkcji użyczyłem 14 pojazdów. Przez całe wakacje 2013 r. jeździliśmy z synami na plan. I niejako od kuchni podglądaliśmy to, co dzieje się przed kamerą.

– Jak Pan wspomina przygodę na planie filmu o powstaniu warszawskim?

Reklama

– To było bardzo pouczające. Na planie pokazywali się czasem prawdziwi powstańcy, którzy snuli opowieści, wspominali. To pozwoliło mi nabrać i respektu, i szacunku do tych ludzi, a jednocześnie pozostać przy swoim traktowaniu tego niezwykle tragicznego wydarzenia w naszej historii. Dzisiaj jest wielu krytykantów powstania warszawskiego, są osoby które mówią, że ci, którzy wydali rozkaz o rozpoczęciu walki, powinni iść pod sąd polowy. Według mnie, ta chęć przeciwstawienia się z bronią w ręku okupantowi tak narastała, jak wrzód, który musiał znaleźć ujście. I to ujście znalazło się 1 sierpnia 1944 r. Jakby wyglądała nasza powojenna sytuacja, gdyby nie było powstania? O wiele gorzej, gdyby nie było tej daniny krwi naszego narodu. Myślę, że bylibyśmy kolejną, bezwolną już zupełnie republiką sowiecką, stłamszoną do samego spodu. A tak, ci ze Wschodu po raz kolejny dostali sygnał, że polska nacja nie jest nacją, która daje się bez końca niewolić i wodzić za nos. I warto o tym pamiętać. A ktoś, kto wypisuje dziś brednie, nie ma do tego żadnego uprawnienia.

– Pana pasja to nie tylko te wspomniane wcześniej lekcje historii, ale i nauka patriotyzmu. Zaszczepia Pan to w innych, w synach też...

– Moi chłopcy nie mają innego wyjścia, jak pomagać i wspomagać. Zresztą, wszyscy trzej się tym interesują. Staram się też o to, by szanowali te przedmioty, szczególnie polskie. Dzisiaj w szkołach lekcji historii jest niewiele i my zapominamy, kim jesteśmy. Nie staramy się pokazywać młodzieży najważniejszych wydarzeń z najnowszej historii Polski. Opowiadamy o Brukselach, a zapominamy, że jest coś takiego, jak historia naszej Ojczyzny. To powinno być najważniejsze, bo naród, który nie zna swojej historii, zwykle przestaje być narodem.

– Jakie są Pana plany na to niezwykłe miejsce? Czy to wszystko dzieje się raczej spontanicznie?

Reklama

– W miarę spontanicznie, ale staram się z każdym rokiem – na ile pozwalają środki finansowe i siły – rozbudowywać i pomieszczenia, i zasoby. Kiedyś wydawało mi się, że hangar 400 m kwadratowych starczy na wszystko. Dzisiaj już wiem, że nie. Powstał namiot przemysłowy – 200 m kwadratowych, ale to też za mało, bo mam już ponad sto pojazdów. Będę więc chciał to rozbudowywać. Chcę też zrobić prawdziwą ekspozycję. Co roku przyjeżdża tu ok. 500-600 osób, są grupy zorganizowane, oprowadzam, opowiadam, czasem demonstruję pojazdy w ruchu. Widać, że to, co zgromadziłem, bardzo interesuje ludzi. Nie wyobrażam sobie inaczej żyć, nie potrafiłbym tu nie przyjechać, nie zajmować się tym. Każdy mój przyjazd musi zaowocować choćby przykręceniem jednej śrubki. Wieczorami w domu wyszukuję części, skrzętnie zapisuję, co dany pojazd jeszcze potrzebuje. Sporo czytam o historii II wojny światowej, szczególnie o tym, co działo się tu w okolicy. To m.in. dzięki temu udało mi się pozyskać części rozbitej tankietki, tu niedaleko, w Rossoszycy, a 2 lata temu udało się wyciągnąć ze starorzecza Warty czołg Valentine, który jest obecnie rekonstruowany. Będę chciał go wkrótce pokazać, jeżdżący, sprawny.

– Swojej pasji poświęca Pan wiele, a co w tym jest najważniejsze?

– Zawsze podkreślam, że dzięki tym pojazdom miałem okazję poznać wspaniałych ludzi – polityków patriotów, często na planie filmowym: aktorów czy twórców filmowych. To daje niesłychaną radość. Samochód, obok którego stoimy, to wielka limuzyna rządowa ZIS 110 – 1949 rok. Tym pojazdem miałem zaszczyt wozić po ziemi sochaczewskiej śp. prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Niesłychanie serdeczny, przyjazny człowiek. A w Ostrołęce w 2007 r. miałem przyjemność odbierać z rąk śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Srebrny Krzyż Zasługi za przywiezienie polskiej tankietki z Norwegii do Polski. Takich wydarzeń, które są warte odnotowania, jest kilka w moim życiu.

2015-04-23 11:06

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezydent Zełenski rozmawiał z papieżem. Leon XIV pojedzie na Ukrainę?

[ TEMATY ]

rozmowa

zaproszenie

Papież Leon XIV

prezydent Ukrainy

PAP/EPA

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaprosił papieża Leona XIV do złożenia wizyty w jego kraju; ukraiński przywódca poinformował w poniedziałek, że ich pierwsza rozmowa telefoniczna poświęcona była działaniom na rzecz pokoju i losom dzieci, które deportowała z Ukrainy Rosja.

„Rozmawiałem z papieżem Leonem XIV. Była to nasza pierwsza rozmowa, ale bardzo ciepła i naprawdę merytoryczna. (…) Zaprosiłem Jego Świątobliwość do złożenia wizyty apostolskiej w Ukrainie. Taka wizyta przyniosłaby prawdziwą nadzieję wszystkim wierzącym, wszystkim naszym ludziom” – powiadomił Zełenski na portalach społecznościowych.
CZYTAJ DALEJ

Przesłanie, które płynie z dzisiejszej Ewangelii mówi, że nie wystarcza sama chęć pomagania

2025-07-10 21:29

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Czytamy następnie, że Samarytanin: „Podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem”. To również ważne przesłanie, które płynie do nas z dzisiejszej Ewangelii. Mówi ono, że nie wystarcza tylko sama chęć pomagania. Ważne jest, aby pomagać mądrze, aby pomoc, którą chcemy nieść, była dostosowana do warunków, sytuacji i potrzeb osoby pokrzywdzonej.

Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź i ty czyń podobnie!»
CZYTAJ DALEJ

Odszedł Pasterz…

2025-07-12 12:04

Marek Białka

Z udziałem licznie zgromadzonej wspólnoty kapłańskiej, osób konsekrowanych oraz niezliczonej rzeszy wiernych, odbyły się uroczystości pogrzebowe zmarłego 8 lipca k J.E. ks. biskupa Władysława Bobowskiego, biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej.

Mszę świętą, odprawioną w kościele parafialnym pw. śś. Pustelników Świerada i Benedykta w Tropiu pod przewodnictwem bp. Wiesława Lechowicza, biskupa polowego Wojska Polskiego, koncelebrowało kilkuset kapłanów. Już we wstępie do liturgii, główny celebrans nawiązując do życia i duchowości zmarłego biskupa powiedział, że: „Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud ...”
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję