Reklama

Jan Paweł II

Mówią świadkowie życia Papieża Polaka

W Bibliotece „Niedzieli” ukazała się książka pt. „Święty Jan Paweł II we wspomnieniach świadków”, na kartach której znajdziemy rozmowy ks. Ireneusza Skubisia z bezpośrednimi świadkami świętości Jana Pawła II. Niektórzy z nich odeszli już do Domu Ojca i wraz z umiłowanym Papieżem cieszą się obecnością Boga, inni są jeszcze między nami. Z perspektywy czytelnika najbardziej interesujące jest to, co wynieśli ze swego spotkania ze Świętym. Poniżej prezentujemy fragmenty niektórych wypowiedzi.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niczego nie robił na pokaz

Abp Mieczysław Mokrzycki

Na samym początku dnia Ojciec Święty, leżąc krzyżem w swojej sypialni, odmawiał cząstkę Różańca św. Potem dużo czasu spędzał w swojej kaplicy na modlitwie. Wielokrotnie w ciągu dnia brał do ręki różaniec i modlił się. W każdy piątek (...) odprawiał Drogę Krzyżową. Wiele godzin spędzał przed Najświętszym Sakramentem. Wierzę, że siła i moc płynęły z jego modlitwy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Chociaż był mistykiem, w jego codziennym życiu modlitewnym były także proste modlitwy, które odmawia każdy chrześcijanin. Papież zaczynał od pacierza katechizmowego: „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, „Wierzę w Boga”, 10 przykazań Bożych, codziennie modlił się o dary Ducha Świętego i śpiewał Godzinki. W każdy czwartek odmawiał też Godzinę świętą. Swoje medytacje, rozmyślania przeplatał polskimi pieśniami eucharystycznymi, które nucił albo śpiewał. Odmawiał ze swojego modlitewnika wszystkie litanie. (...)

Jan Paweł II był człowiekiem bardzo zdyscyplinowanym, każdy jego dzień miał swój program – tego się trzymał. Potem, już przy końcu życia, swoje zadania wykonywał wolniej, brakowało więc trochę czasu na niektóre sprawy i spotkania.

Zmienił świat

Arturo Mari

Reklama

Ojciec Święty nie jest z nami fizycznie, ale z mojej strony nic się nie zmieniło, zawsze czuję Jana Pawła II w moim życiu, w myślach, za moimi plecami. Zawsze czuję go za sobą, słyszę jego głos: Arturo, Arturo... Dla mnie relacja z Janem Pawłem II była nie tylko relacją papieża z fotografem. Traktowałem Ojca Świętego jak ojca, a on zwracał się do mnie jak do syna. Swoją świętość Jan Paweł II zanosił do kaplicy. Kiedy widziało się jego twarz podczas modlitwy, czuło się niejako tę świętość, która była poza wszelką normą. Zawsze chciałem tylko dobrze wykonać moją pracę, by wobec świata dać świadectwo o Janie Pawle II. Chciałem także zaświadczyć o wielkiej pracy tego wielkiego człowieka, pokazać światu jego pokorę i miłość, jego rozmodlenie i wierność Bogu i Kościołowi, a także Maryi, której oddał się cały. Jan Paweł II Wielki zmienił świat. To także argument za tym, że był świętym człowiekiem.

Nie chodzi o kolejne trofeum

Joaquín Navarro-Valls

Miałem przekonanie o świętości Jana Pawła II, jeszcze zanim zacząłem z nim współpracę. Już od jego pierwszej homilii, rozpoczynającej pontyfikat, widziało się coś nowego w Kościele, w apostolskim przepowiadaniu. Później towarzyszyłem Ojcu Świętemu w podróżach, byłem w samolocie razem z ponad 70 innymi dziennikarzami. I zrozumiałem wówczas, że Jan Paweł II był człowiekiem, który się modlił. Widziałem to w pełnej głębi. Ojciec Święty dobrze rozumiał, że powszechny przekaz wartości ludzkich i chrześcijańskich, których papież jest niejako nosicielem, nie byłby możliwy bez dania pewnej sposobności dotarcia do nich mediom. Z drugiej strony te media były zafascynowane osobą Papieża. Były zafascynowane jego językiem, ale przede wszystkim treścią idei, które Ojciec Święty przekazywał. Kościół ogłosił tego człowieka świętym. Nie chodzi o kolejne trofeum w kolekcji Kościoła, o jakąś np. rzeźbę. Myślę, że porażką dla Kościoła byłoby, gdybyśmy kanonizację Jana Pawła II sprowadzili jedynie do jakiegoś świątecznego dnia, do wprowadzenia do Kościoła jakiejś rzeźby czy trofeum...

Szczególny pontyfikat

Abp Józef Michalik

Reklama

Na każdego papieża patrzymy jako na człowieka wybranego przez Boga. Miałem świadomość, że jest to człowiek wyjątkowy, bliski Pana Boga. W pewnym momencie zaczęło się mówić o nadzwyczajnych łaskach, które dzięki jego modlitwie uzyskiwali ludzie, którzy polecali mu siebie, swoich bliskich. Rozwiązania przychodziły nadzwyczaj szybko. Sam też miałem takie doświadczenie: ktoś z najbliższej rodziny – młoda matka, dwoje dzieci – zachorował na zapalenie opon mózgowych z poważnymi komplikacjami i prosiłem Ojca Świętego o modlitwę. I sprawa rozwiązała się pozytywnie. Temu pontyfikatowi towarzyszył cichy głos, że Papież jest człowiekiem Bożym i jego modlitewna interwencja u Boga ma szczególną wartość. Oczywiście, nie robiono z tego reklamy, ale wyczuwało się wokół Ojca Świętego inną atmosferę – atmosferę świętości. Otrzymałem np. jeszcze za życia Jana Pawła II, po zamachu, pierwsze zakrwawione opatrunki z kliniki Gemellego. Panowało przekonanie, że trzeba je zachować, bo to jest człowiek niezwykły, święty...

Teolog ciała

Wanda Półtawska

Cała jego działalność służyła jednemu: chciał ratować świętość miłości mężczyzny i kobiety, świętość miłości i świętość małżeństwa. Służyły temu wszystkie jego poczynania, zarówno w teorii, jak i w praktyce, w działaniach duszpasterskich. Najpierw rozwinął temat miłości i odpowiedzialności, a w następnej analizie filozoficznej próbował odpowiedzieć na pytanie, kim są osoby, które kochają i mają kochać. Tak światło dzienne ujrzała „Osoba i czyn” – analiza struktury człowieka, który, jak mówił autor, jest „persona humana in fieri” – osobą ludzką w rozwoju. Potem pojawiła się „teologia ciała”, powstał maszynopis książki pt. „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Kardynał został w tym czasie wybrany na papieża. Jego nauczanie sprzed 50 lat jest jak najbardziej aktualne. Na ogół uważa się, że święty jest nadzwyczajny. A on mówił, że świętość ma być sposobem życia chrześcijanina. Po prostu: masz być święty, bo musisz wrócić do nieba, jesteś stworzony do nieba.

Myśliciel – mistyk – święty

S. prof. Zofia Zdybicka USJK

Reklama

Dokonania Jana Pawła II są naprawdę epokowe. Wybitne osoby w Polsce, np. ks. Jacek Salij OP, poważny teolog, mówią, że to, czego dokonał Ojciec Święty, można porównać z dokonaniami albo św. Tomasza z Akwinu, albo św. Augustyna. Wojtyła to geniusz intelektualny, geniusz moralny i geniusz świętości... A przy tym był tak zwyczajnym człowiekiem. Miałam to szczęście, że nie tylko zdawałam u niego egzaminy (4), miałam z nim kontakt nie tylko na KUL-u, ale i potem, kiedy już był Ojcem Świętym. Nie wzbudzał lęku. Był człowiekiem tak prostym, zwyczajnym, pokornym... Nawet kard. Dziwisz w książce „U boku świętego”, zapytany o cechę jego świętości, powiedział: cichość. Ja nazwałabym to szerzej: pokora. Bo Jan Paweł II był naprawdę człowiekiem, nie miał nic z wyniosłości. Nigdy, w żadnej sytuacji. Poza tym odznaczał się heroiczną miłością bliźniego. Każdą sprawę i decyzję omawiał wcześniej z Panem Bogiem i dokonał rzeczy, które przerastają ludzkie siły. Te moce zbawcze, moce zjednoczenia mistycznego z Chrystusem, z Maryją dawały mu siły. W naszej kulturze często oddziela się Boga od człowieka, a on pokazał tu jedność i współpracę, pokazał człowieka otwartego na Boga, stworzonego do współpracy, do świętości. Pokazał związek wiary i moralności, prawdy i wolności.

Ja jestem Wojtyła

Bp Adam Dyczkowski

Reklama

Kardynał Wojtyła przede wszystkim wyróżniał się znakomitą wiedzą, wspaniałą postawą, które zjednały mu wielką sympatię młodzieży i profesorów. Był wymagający, ale bardzo sprawiedliwie oceniał. Otóż na wszystkich polskich uczelniach w okresie komunizmu na wykładach obecność była obowiązkowa i było sprawdzanie listy – tylko na KUL-u nie było to wymagane. U ks. prof. Wojtyły zazwyczaj wszyscy zdawali w pierwszym terminie, bo do niego jakoś nie wypadało pójść nieprzygotowanym. Jeden ze studentów nie był na żadnym wykładzie i poszedł na egzamin w drugim terminie. Zajrzał do sali – nikogo nie było, usiadł więc w ławce pod salą i siedział. Za chwilę przyszedł kard. Wojtyła, ubrany tylko w czarną sutannę, bez żadnych insygniów. Też zaglądnął do sali – zobaczył, że jest pusta, i usiadł obok studenta. Kardynał pierwszy zorientował się, że to widocznie delikwent na egzamin. Żeby więc go nie speszyć, powiedział: – Co, egzamin? – Tak, egzamin, u Wojtyły. Jestem w strachu, bo na ogół jestem dosyć przygotowany, ale mam kilka takich kwestii, że jak mnie o to zahaczy, to może mnie oblać. Kardynał powiedział: – Tak się szczęśliwie składa, że też jestem etykiem, to może porozmawiamy. Zaczęli dyskusję i na koniec kardynał powiedział: – Proszę podać indeks. – A po co księdzu indeks? To Wojtyle trzeba dać do podpisu. – Ja jestem Wojtyła. Jak ten biedak zerwał się na równe nogi, zaczął się składać jak scyzoryk, ewidentnie okazało się, że przez cały rok nie był na żadnym wykładzie – dostał +4.

Modlitwa była znakiem

Kard. Stanisław Dziwisz

Jeszcze jako arcybiskup krakowski zjeżdżał z Kasprowego do Kuźnic, miał swoje miejsce, gdzie się zatrzymywał, żeby się modlić, odmówić brewiarz. W każdy czwartek była Godzina Święta. Jako kapłan, biskup – nigdy jej nie opuścił. Nam, klerykom, mówił nieraz: „W Ogrójcu Apostołowie spali, i trzeba to uzupełnić”. On uzupełniał. Przez całe życie, w każdy czwartek, także podczas wszystkich podróży, kiedy program był bardzo napięty, zawsze przeżywał Godzinę świętą. Najważniejszym więc znakiem, który świadczył o jego świętości, była modlitwa – zjednoczenie z Panem Bogiem. I nigdy nie robił tego na pokaz.

Ks. Ireneusz Skubiś, „Święty Jan Paweł II we wspomnieniach świadków”, Biblioteka „Niedzieli”. Wydawnictwa „Niedzieli” można zamawiać pod adresem: Redakcja Tygodnika Katolickiego „Niedziela”, ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa, www.ksiegarnia.niedziela.pl, (34) 365-19-17 lub (34) 369-43-00; kolportaz@niedziela.pl.

Promocja książki w pierwszą rocznicę kanonizacji Jana Pawła II

Warszawa, 27 kwietnia 2015, godz. 12

Promocja książki „Jan Paweł II we wspomnieniach świadków” autorstwa ks. inf. Ireneusza Skubisia odbędzie się w sali plenarnej Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie w poniedziałek 27 kwietnia o godz. 12, czyli dokładnie w pierwszą rocznicę kanonizacji Papieża Polaka. Zapraszamy!

2015-04-21 14:39

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kościół w życiu towarzyskim

Niedziela wrocławska 50/2011

[ TEMATY ]

świadkowie wiary

adwent

BOŻENA SZTAJNER

Ciekawi mnie, ilu Czytelników zgodzi się z twierdzeniem, że poza przekazywaniem wiary w ramach wspólnoty Kościoła domowego, drugim kręgiem apostolskiego oddziaływania na każdego człowieka jest jego szeroko rozumiane życie towarzyskie. Skąd taki wniosek? Skoro na niedzielną Eucharystię uczęszcza w Polsce przeciętnie co trzeci katolik, a nawet w tej grupie tzw. dominicantes nie wszyscy gotowi są słuchać nauczania Magisterium i według zasad wyznawanej wiary układać swoje życie (odłam tzw. „ale-katolików”), zatem pozostaje do dyspozycji najskuteczniejsza w dziejach ludzkości metoda apostolska: bezpośredni kontakt człowieka z człowiekiem. Zauważmy, że od tego się zresztą w misji głoszenia Ewangelii zaczęło! Proszę przeczytać chociażby teksty Ewangelii, opowiadające o tym, w jaki sposób trafili do Pana Jezusa Apostołowie: Piotr, zachęcony przez swego brata Andrzeja i Natanael, zachęcony skutecznie przez Filipa. I przypomnijmy sobie, w jaki sposób wiara stała się naszym udziałem, komu zawdzięczamy swoją ewangelizację do tego stopnia, że dziś… czytamy tygodnik katolicki „Niedziela”? Nie jest prawdą, że współczesnych ludzi nie interesuje wiara, Kościół, moralność, zbawienie, świętość itd. Jest natomiast prawdą, że wielu ludzi otrzymuje przekaz wiary zakłamany, niekompletny, niepotwierdzony świadectwem życia głosicieli (nawet rodziców). Jest prawdą, że bardzo wielu zatruło swego ducha poprzez wchłanianie nieprawdziwych, nienawistnych i oszczerczych informacji laickich mass mediów. Jest prawdą powszechna i totalna ignorancja religijna wielu ochrzczonych (mimo wielu lat katechizacji!). Jest prawdą, że spotykamy osoby poranione przez życie (często na własne życzenie) lub/i zrażone zachowaniem duchownych. Jest prawdą, że uznaliśmy sprawy wiary za absolutnie prywatne do tego stopnia, że nie godzi się o nich rozmawiać nawet z własnymi dziećmi („będzie dorosła (y), niech sam (a) zdecyduje”). Kto i w jaki sposób do tych wszystkich ludzi dotrze, skoro dla księdza (katechety, publikacji katolickich) drzwi ich domów i serc są zamknięte? I kto im pomoże odnaleźć, poznać i pokochać Pana Jezusa, a potem pójść Jego śladami? Odpowiedź jest jasna: tylko katolicy świeccy, świadomi swojej wiary i odpowiedzialni za mandat Chrystusa: Idźcie i nauczajcie! Zobaczmy to na konkretnym przykładzie. Do szpitalnego pokoju, w którym korzystałem z usług medycznych, wprowadzono starszego ode mnie pacjenta. Pielęgniarka lojalnie uprzedziła go, że będzie musiał dochodzić do zdrowia w towarzystwie księdza. Oględnie mówiąc, mój towarzysz niedoli nie przyjął tego faktu z radością, czemu zresztą dawał wyraz już „na dzień dobry”. Stopniowo jednak łagodniał w swych wypowiedziach pod adresem Kościoła i jego duchownych, wchodząc niepostrzeżenie w opowieść o niewesołych losach własnej rodziny. W piątym dniu naszego „razem” wyraził gotowość wyspowiadania się, ale przeszkodą był dla niego… brak kratek w pokoju! Gdy zaproponowałem, że spowiedź jego przyjmę przez „szprychy” szpitalnego łóżka - zgodził się z chęcią! W niedzielę przystąpił do Komunii św., a w poniedziałek wypożyczył sobie (bez mojej wiedzy) kapłańską Liturgię Godzin (tzw. brewiarz - ok. 2000 stron), którą zwrócił mi wieczorem z komentarzem: „Księże, dobra książka!”. Na to wyznanie przyszło mi czekać niemal tydzień. Skąd kapelan szpitalny ma mieć aż tyle czasu dla pacjentów? Jeśli sam pacjent jest (z różnych powodów) „oporny” na zachęty do korzystania z sakramentów św., to jasne, że bez aktywnej postawy jego otoczenia sprawa będzie przegrana (oczywiście patrząc tylko po ludzku). Wybrałem ten przykład choćby dlatego, że to właśnie przez szpitalne łóżka biegnie często decydująca o wieczności linia frontu, na którym toczy się walka o nieśmiertelne ludzkie dusze. Jeśli otoczenie chorego nie zadba o to, co najważniejsze - ten grzech zaniedbania obciąży ich sumienie, a chorego (umierającego) pozbawi łaski, która jest do zbawienia każdemu z nas koniecznie potrzebna. Wydarzenie, jakim było obiecane przez Pana Jezusa Zesłanie Ducha Świętego pokazało, że uczniowie Pana otrzymali dar języków, który pozwala dotrzeć do każdego człowieka na świecie ze zbawczym orędziem. W oparciu o osobiste spotkania z Jezusem, o zdobytą wiedzę religijną, inteligencję, znajomość spotkanych ludzi zagubionych religijnie czy niewierzących - spełniać uczynki miłosierne wobec ich dusz: nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, grzesznych napominać itd. Nie da się ukryć, że przy biesiadnych stołach, podczas podróży, oczekiwania w kolejkach prędzej czy później podejmowane są tematy religijne, wywoływane najrozmaitszymi wydarzeniami; grzechem zaniedbania po stronie katolika z prawdziwego zdarzenia będzie wtedy milczenie czy brak wyraźnego świadectwa dawanego Chrystusowi. Pozostaje tylko kwestia sposobu prowadzenia rozmowy i argumentacji: odważnie, z szacunkiem dla rozmówcy, z panowaniem nad emocjami, z dobrze umotywowanymi argumentami, wreszcie - z miłością.
CZYTAJ DALEJ

Jarmarki bożonarodzeniowe, tradycja, która sięga czasów średniowiecza

2024-12-02 10:50

[ TEMATY ]

Jarmark Bożonarodzeniowy

Monika Książek

Tradycja organizowania jarmarków bożonarodzeniowych sięga średniowiecza. To wówczas w krajach niemieckojęzycznych zaczęły się odbywać pierwsze targi. Były jednodniowe, mieszkańcy zaopatrywali się na nich w mięso - powiedział PAP Michał Świercz, kustosz z Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi.

Z dostępnych źródeł pisemnych dowiadujemy się, że pierwsze jarmarki odbywały się w Wiedniu pod koniec XIII w. "Z Austrii migrowały w XIV wieku do Niemiec i rozpowszechniły się na terenie naszych zachodnich sąsiadów. Organizowano je w wielu dużych i mniejszych miastach. Jednym z najbardziej znanych jarmarków jest Striezelmarkt w Dreźnie, którego pierwsza edycja odbyła się w 1434 r. Trudno uwierzyć, w tym roku odbywa się on po raz 590." - powiedział PAP kustosz.
CZYTAJ DALEJ

Arcybiskup zmienia określenie „czarny” Nazarejczyk - zostanie tylko Nazarejczyk

2024-12-02 18:11

By Constantine Agustin - commons.wikimedia.org

Czarny Nazarejczyk, Manila

Czarny Nazarejczyk, Manila

W Manili, stolicy Filipin, od wieków czczona jest figura Chrystusa - „Czarnego Nazareńczyka”. Rokrocznie 9 stycznia procesje z figurą Jezusa wyrzeźbioną z czarnego drzewa, przyciągają miliony wiernych. Teraz, chcąc być „bardziej integrujący”, Kościół skreśla określenie „czarny”.

Figura jest czczona, ponieważ podobno “dokonuje cudów”. Jak poinformowało katolickie „Radio Veritas Asia”, arcybiskup Manili, kardynał Jose Advincula, usunął z nazwy słowo „czarny”. Swoją decyzję uzasadnił tłumacząc, że ma to na celu „zwrócenie uwagi ludzi bardziej na święte imię naszego Pana, niż na kolor czy atrybut” .
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję