Reklama

Historia

Moralny nakaz

Władysław Foksa jako młody chłopak został wywieziony na roboty do Niemiec. Później przez półtora roku pracował w Auschwitz jako hydraulik. Jego drugim zajęciem była działalność na rzecz wywiadu AK. Aresztowany w 1942 r. przez gestapo, podejrzany o współpracę z AK, przesiedział w niemieckim areszcie blisko dwa lata. Nikogo nie wydał. Po wojnie został żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych

Niedziela Ogólnopolska 9/2015, str. 14-15

[ TEMATY ]

historia

żołnierze wyklęci

Mateusz Wyrwich

Władysław Foksa „Rodzynek” – żołnierz AK, od 1945 r. żołnierz oddziału Henryka Flamego „Bartka” – największej grupy podziemia antykomunistycznego na Górnym Śląsku i w Beskidach, w latach 1990-96 prezes Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego

Władysław Foksa „Rodzynek” – żołnierz AK, od 1945 r. żołnierz oddziału Henryka Flamego
„Bartka” – największej grupy podziemia antykomunistycznego na Górnym Śląsku i w Beskidach,
w latach 1990-96 prezes Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Władysław Foksa, 95-latek z Żywca, w latach 40. ubiegłego wieku komendant, kierownik placówki powiatowej NSZ w Żywcu, mówi: – Dla mnie i dla wielu moich rówieśników oczywiste było, że skończyła się jedna okupacja, a zaczęła druga. Inna, ale również dążąca do eksterminacji narodu polskiego. Wstąpiłem do NSZ, bo było oczywiste, że trzeba nadal walczyć. Kraj był zniewolony. Uważałem, że należy wejść w struktury wojskowe bądź cywilne. Nie zastanawiałem się, czy mnie aresztują, zamordują czy cokolwiek innego. Taki był moralny nakaz.

Reklama

Władysław Foksa ps. Rodzynek, żołnierz VII Okręgu Śląsko-Cieszyńskiego NSZ pod dowództwem kpt. Henryka Flamego ps. Bartek, poza tym, że codziennie działał konspiracyjnie, brał również udział w przygotowaniu nielegalnej defilady 3 maja 1946 r. w Wiśle. Defilady niebywałej, jak na tamten czas – dwugodzinnej, pod bokiem komunistów, w mieście, w którym stacjonowało ponad tysiąc żołnierzy sowieckich i LWP. Zorganizował ją kpt. Henryk Flame, który ze swoimi żołnierzami zajął całe miasto. – Do moich zadań należało zabezpieczenie łączności, lecz w samej defiladzie nie uczestniczyłem – mówi z pewnym żalem Władysław Foksa. – Obstawiałem swoimi ludźmi siedziby UB, jednostki wojskowe w czterech miastach: Białej, Bielsku, Cieszynie i Żywcu. Miałem też swoich ludzi w jednostkach – żołnierzy i cywili. Informowałem dowódcę o każdym ruchu nieprzyjacielskich wojsk. Przebieg defilady poznałem tylko z relacji kolegów. I stąd wiem, że po apelu i porannej Mszy św., która została odprawiona na Baraniej Górze, w miejscu kwatery „Bartka”, wszystkie oddziały zeszły, a raczej – spłynęły z góry. Były jak spływająca lawa. Kpt. Flame organizując defiladę w dniu święta narodowego i uroczystości Matki Bożej Królowej Polski, ofiarował ją narodowi i Matce Bożej. Naszych chłopców witali mieszkańcy Wisły, a także liczni już o tej porze kuracjusze. Z załzawionymi oczami patrzyli na żołnierzy z ryngrafami na piersiach i w czapkach z orłem w koronie. Sowieccy funkcjonariusze, milicjanci i ubowcy pozamykali się na posterunkach i w urzędach. I żaden z nich nie miał odwagi wystąpić przeciwko naszym maszerującym oddziałom. Po defiladzie oddział rozmundurował się. A UB szalało. Wkrótce jednak nastąpiła straszliwa zemsta – blisko dwustu żołnierzy, którymi dowodził kpt. Henryk Flame, zostało zwabionych w zasadzkę. Pretekstem stał się rzekomy przerzut żołnierzy do amerykańskiej strefy w Niemczech. W drodze podstępnie ich wymordowano. Do dzisiejszego dnia zbrodnia ta nie została wyjaśniona, nie zostały też znalezione ciała pomordowanych. Wiadomo tylko, że kpt. Flamego, któremu udało się uniknąć zasadzki, rok później zastrzelił milicjant Rudolf Dadak. Natomiast jednym z ubowskich prowokatorów był Henryk Wendrowski, późniejszy ambasador PRL w Danii.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Aresztowanie

Reklama

Władysław Foksa z początkiem grudnia 1946 r. nie miał wątpliwości, że od kilku dni chodzą za nim agenci bezpieczeństwa. Jednak ucieczka nie była już wówczas możliwa. Jak wynika z dokumentów archiwalnych Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, zgromadzonych w IPN, placówka NSZ w Żywcu była całkowicie zinfiltrowana już w listopadzie 1946 r. – zarówno przez wywiad sowiecki, jak i przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W ciągu paru dni aresztowano 24 osoby, niemal całą strukturę NSZ w Żywcu. – Podeszło do mnie kilku tajniaków, powiedzieli, że „zatrzymują mnie tylko do wyjaśnienia”. I to wyjaśnienie trwało ponad dwa i pół roku – wspomina „Rodzynek”. – Od razu zawieziono mnie do siedziby UB w Żywcu. Kazano mi pisać życiorys i ciągle pytano, czy aby „wszystko” napisałem. Odpowiadałem, że tak. Tego mojego życiorysu było zresztą tylko kilkanaście zdań, bo cóż mogłem napisać, mając 26 lat? Nad ranem o trzeciej zaczęto mnie bić, bo mój życiorys im się nie spodobał. I tak przez dobre trzy dni. Czwartego dnia nic już nie widziałem i nie słyszałem. Do dziś mam uszkodzony słuch z powodu tego bicia. Bili mnie, katowali, żebym wydał innych. A mnie ciągle dźwięczała w uszach opowieść starego więźnia z przesłuchania na gestapo. Żeby się do niczego nie przyznawać: „Bo jak już coś powiesz, to będą cię bili, aż powiesz wszystko”. Kiedy mnie bito w areszcie śledczym w Żywcu, opatrywała mnie siostra zakonna. Już nie pamiętam, z jakiego zgromadzenia. Nie wiem też, czy była aresztantką, czy nie. Wyciągała mi skrzepy krwi z uszu i nosa. Wybito mi prawie wszystkie zęby, zostały tylko trzonowe. Mówiła mi czasem: „Władku, trzymaj się, modlimy się za ciebie. Mama wie o wszystkim”. Mój brat też został aresztowany. Aresztowano również dziewczyny z naszego oddziału, które nieludzko bito. Upodlali mnie na różne sposoby, o których nie chcę mówić, ani pamiętać... Przede wszystkim interesowała ich łączność. Z kim się kontaktowałem i przez kogo. Pytali o wszystkie nasze akcje. Po tygodniu doszło do konfrontacji z innymi. Mówiłem: nie znam ich. Ale oni mieli nas doskonale rozpracowanych. W naszej grupie musiał być kapuś. Wiedzieli, że byłem kierownikiem powiatu. Cytowali niemal dokładnie moje zdania z odpraw z podkomendnymi. Mogli je znać tylko ze spotkań naszej grupy. Ale do dziś nie znam nazwiska tego donosiciela.

Proces trwał krótko

W styczniu 1947 r. po zakończeniu śledztwa przewieziono Foksę wraz z całą grupą do więzienia w Krakowie. Dwadzieścia cztery osoby załadowano do dwóch ciężarówek. Rozprawa odbyła się w więzieniu na Montelupich. Proces trwał krótko. Oskarżeni przez cały czas byli skuci. Prokurator odczytał zarzuty. Obrońcy byli z urzędu. Władysława Foksę skazano na pięć lat. Wyszedł po roku, podobnie jak inni – na mocy obowiązującej już amnestii. Władysław Foksa jest przekonany, że na jego niski wyrok wpłynęło wstawiennictwo doktora Bauma. – W wiosce, gdzie mieszkał mój dziadek przed 1939 r., jego sąsiadem był wykładowca religii mojżeszowej, zacny doktor Baum. Mama poszła do niego, gdy mnie aresztowano – mówi Władysław Foksa. – Jego syn po wojnie został komunistycznym prawnikiem. I bez wątpienia mi pomógł, bo w mojej sytuacji mógłbym dostać karę śmierci. Nasza siedemnastoletnia wówczas łączniczka np., sądzona w Katowicach, dostała karę śmierci. Później zamienioną wprawdzie na dożywocie, ale siedziała jeszcze po 1956 r.

Na więzieniu jednak represje wobec Władysława Foksy się nie zakończyły. Przede wszystkim nie pozwolono mu na ukończenie studiów, mimo że zdał na Politechnikę Krakowską i został przyjęty. UB zadbało o to, by skreślono go z listy. Powtórzyło się to kilkakrotnie. – No i ze studiów została mi tylko legitymacja – opowiada Władysław Foksa.

Dziś, mimo swojego wieku, „Rodzynek” znakomicie pamięta wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat. Opowiada o nich również na spotkaniach z młodzieżą. Bierze też udział we wszystkich uroczystościach upamiętniających walkę swoich kolegów o niepodległość Polski.

* * *

Władysław Foksa „Rodzynek” – żołnierz AK, od 1945 r. żołnierz oddziału Henryka Flamego „Bartka” – największej grupy podziemia antykomunistycznego na Górnym Śląsku i w Beskidach, w latach 1990-96 prezes Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego, założyciel i pierwszy prezes związku żołnierzy na Podbeskidziu

2015-02-24 12:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ludzie sobie wierzyli

Niedziela małopolska 46/2012, str. 4

[ TEMATY ]

historia

wspomnienia

niepodległość

Adam Wojnar

Stanisław Malara – świadek historii

Stanisław Malara – świadek historii

Dzień 11 listopada, Święto Niepodległości, mieszkańcy Małopolski spędzą, zapewne, bardzo różnie. Jedni wybiorą się na Mszę św. w intencji ojczyzny. Być może, wezmą też udział w pokojowych manifestacjach. Inni zaplanują wypoczynek, albo spotkania z przyjaciółmi. W naszym otoczeniu przybywa jednak niepamiętających, że o to święto, jeszcze niedawno, Polacy walczyli

W grupie upominających się o naszą wolność był przed laty Stanisław Malara, mieszkaniec Nowej Huty. Dziś emeryt i radny dzielnicy Bieńczyce. W latach 80. zaangażowany w tworzenie struktur „Solidarności” w Hucie im. Lenina. W III RP współorganizator wielu projektów upamiętniających historię Nowej Huty, w tym m.in. obchodów 50-lecia obrony Krzyża, 30-lecia wybuchu stanu wojennego, czy powstania pomnika Krzyża. We wrześniu br. były pracownik Wydziału Walcowni Blach Karoseryjnych został laureatem nagrody IPN Świadek Historii. To kolejne wyróżnienie i docenienie jego działalności.
CZYTAJ DALEJ

Modlitwa to najpiękniejszy prezent, o którym często się zapomina

2025-05-14 10:47

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 17, 1-2.9.14-26.

Czwartek, 12 czerwca. Święto Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana
CZYTAJ DALEJ

Grzegorz Braun uszkodził wystawę poświęconą LGBT w Sejmie

2025-06-11 17:08

[ TEMATY ]

wystawa

LGBT+

Grzegorz Braun

PAP/Rafał Guz

Europoseł Grzegorz Braun zniszczył w środę tablice będące elementem wystawy w Sejmie poświęconej kwestiom LGBT; nagranie z incydentu obiegło media społecznościowe. Interwencję do marszałka Sejmu w tej sprawie zapowiedziała liderka klubu Lewicy Anna Maria Żukowska.

Nagranie z incydentu zamieściła na portalu X m.in. posłanka PiS Anita Czerwińska w środę po południu. Na nagraniu widać Grzegorza Brauna, który - w asyście kamer i Straży Marszałkowskiej - po kolei podchodzi do tablic będących częścią sejmowej wystawy poświęconej równości i osobom LGBT, zdejmuje je ze stelaży, zrzuca na podłogę i gnie na pół.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję