MATEUSZ WYRWICH: Dlaczego Fundacja Rzecznik Praw Rodziców zajmuje się działaniem na rzecz praw rodziców?
Reklama
ALEKSANDRA JANUSZEWICZ: Fundacja wyrosła z akcji Ratuj Maluchy ruchu społecznego rodziców sprzeciwiających się obowiązkowemu wysyłaniu sześciolatków do szkół. Szybko stało się dla nas jasne, że jako rodzice potrzebujemy silnej reprezentacji w przestrzeni publicznej, nie tylko w odniesieniu do edukacji. Choć jesteśmy najliczniejszą grupą społeczną, nasze prawa są często lekceważone. Dlatego staramy się wpływać na tworzenie przepisów korzystniejszych dla rodzin. Prowadzimy też poradnictwo obywatelskie dla rodziców starających się egzekwować swoje prawa. Kiedy do Fundacji Rzecznik Praw Rodziców zgłosili się kolejni rodzice zagrożeni odebraniem dzieci z powodu trudnej sytuacji bytowej, powstał pomysł stworzenia nowej inicjatywy. Na początku 2013 r. założyliśmy Telefon Wsparcia Rodziców dla osób zagrożonych odebraniem dzieci i tych, którym dzieci zostały już odebrane. Zajmujemy się w nim również innymi problemami rodzin, które doświadczają różnych trudności w kontaktach z instytucjami. Rodzice, zgłaszając swoje problemy w urzędach, często spotykają się z niezrozumieniem. Do dnia dzisiejszego nasza Fundacja wsparła ok. 400 rodzin. Dzięki naszej pomocy rodzice uniknęli odebrania im dzieci bądź odzyskali dzieci znajdujące się w pieczy zastępczej. Dostarczamy rodzicom informacji na temat ich sytuacji prawnej, procedur, uprawnień urzędników. Radzimy, jakie kroki najlepiej podjąć w danej sytuacji. Ale prawda jest taka, że to, co robimy, powinny wykonywać urzędy i instytucje państwowe. Niestety, one nie wykonują swoich obowiązków w sposób efektywny, choćby Rzecznik Praw Dziecka czy Rzecznik Praw Obywatelskich, mający bardzo sformalizowany sposób działania. Zdarza się, że zgłaszają się do nas rodzice, którzy mówią: „Byliśmy już wszędzie. Pisaliśmy już wszędzie. Nikt nie zajął się naszą sprawą tak, by nam faktycznie pomóc”.
Coraz częściej zaczyna pojawiać się problem odbierania rodzicom dzieci. Dlaczego tak się dzieje?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jest to skutek wadliwej Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Założenia ustawodawcy nie działają dobrze w rzeczywistości... Ustawa miała pomóc ofiarom przemocy, jednak skutek okazał się odwrotny, co potwierdza kontrola NIK z ubiegłego roku. Nasz Telefon zajmuje się przypadkami, gdy rodziny w imię przeciwdziałania przemocy stają się ofiarami przemocy ze strony instytucji.
Ustawa, która miała pomagać rodzinie przeszkadza?
Reklama
Ustawa o przemocy w rodzinie nakłada na bardzo wiele grup zawodowych: policjantów, nauczycieli, lekarzy, pracowników socjalnych, urzędników i wielu innych obowiązek zgłoszenia każdego podejrzenia o wystąpieniu przemocy. Jeżeli pojawi się jakikolwiek tego typu sygnał, zobowiązana osoba woli zgłosić rodzinę „na wszelki wypadek”, ponieważ nie robiąc tego, łamie prawo i może ryzykować swoją posadę. Poza tym zgodnie z ustawą gminy oraz powiaty muszą wykazać się aktywnością w tej kwestii i prowadzić ewidencję. U nas działalność urzędnika jest ceniona według ilości, nie jakości jego działań. Jeżeli więc tych przypadków jest mało, to często szuka się ich na siłę, żeby podnieść statystyki. Nadinterpretacje, których dokonują urzędnicy, często nie wynikają z ich złej woli. Problemem jest brak infrastruktury do prowadzenia realnych działań wpierających rodziny. Ustawodawca nie wziął pod uwagę realiów, więc profilaktyka przeciwdziałania przemocy jest w wielu miejscach Polski czysto teoretyczna.
Sam tytuł ustawy zakłada, że w rodzinie jest przemoc...
Że rodzina jest źródłem przemocy. Tymczasem przemoc jako taka jest problemem społecznym. Spotykamy się z nią w tramwaju, pracy, urzędzie, mediach, polityce. Każdy z nas jest zagrożony przemocą. Ustawa natomiast w sposób instytucjonalny niejako zmusza urzędników, aby szukali przemocy w rodzinie. Na przykładzie spraw zgłaszanych do Telefonu Wsparcia widzimy, że ogromną ilość energii urzędników i pieniędzy podatników przeznacza się na to, by sprawdzać rodziny, które nie potrzebują tej interwencji. Skandaliczne jest to, że w przypadkach oskarżenia rodziców o przemoc w rodzinie nie działa zasada domniemania niewinności obowiązująca w prawie karnym. Wystarczy ocena urzędnika.
Przychodzą do was rodzice, których pozbawiono dzieci, i co dalej?
Reklama
Każdy przypadek jest indywidualny, każda rodzina jest inna. Te sprawy są bardzo delikatne. Naturalne jest to, że wzbudzają emocje. Staramy się więc wesprzeć rodziców emocjonalnie. Urzędnik czy sędzia działają w określonych procedurach. Bywa, że rodzic powołujący się na swoje prawa obywatelskie postrzegany jest jako awanturnik. Tymczasem wyobraźmy sobie, że ktoś zabiera nam dzieci jak byśmy się zachowali? Naturalną i zdrową reakcją jest walka i ochrona swojej rodziny. Te emocje, często postrzegane jako negatywne, są zazwyczaj adekwatną reakcją rodziców. Kiedy więc dzwoni do nas rodzic, najpierw staramy się go wysłuchać i uspokoić. Zapewniamy, że rozumiemy jego wzburzenie czy rozpacz, bo są różne fazy tych emocji. To jest przecież wtargnięcie w najbardziej intymną życiową przestrzeń człowieka. Staramy się więc pomóc od strony psychologicznej, terapeutycznej. Później zajmujemy się już sprawą od strony merytorycznej. Badamy, co się wydarzyło, kiedy miało to miejsce, w jakich okolicznościach. Często dopiero w rozmowie z nami rodzic dowiaduje się, co właściwie nastąpiło od strony proceduralnej i prawnej. Obowiązkiem instytucji jest poinformować rodziców o procedurach odwoławczych. Niestety, bywa, że dowiadują się oni o ich istnieniu dopiero od nas, po upływie wyznaczonego przez prawo terminu.
Istnieje opinia, że w Polsce jest bardzo łatwo odebrać dziecko pod pozorem przemocy w rodzinie. Wystarczy, iż przyjdzie Nowak z ulicy i powie, że Kowalski maltretuje dzieci i przeciwko niemu będzie prowadzone postępowanie. Niezrozumiałe jest również to, że o ile rodzinie zastępczej tylko sąd może odebrać dziecko, o tyle o zabraniu dziecka rodzinie biologicznej decyduje urzędnik...
Faktycznie jest tak, że w trybie interwencyjnym dziecko może zostać odebrane przez pracownika instytucji państwowej i na tym tle dochodzi do wielu nadużyć. Jednak generalnie to sąd podejmuje ostateczną decyzję, kierując się opiniami dostarczanymi przez instytucje, takie jak ośrodki pomocy społecznej, kuratorów, szkoły itp. Niestety, te opinie często są pełne nadinterpretacji, własnych przemyśleń i błędów merytorycznych. Nieraz do naszych rąk trafiały kopie dokumentów sądowych, w których nie zgadzały się podstawowe fakty. Kurator np. napisał opinię na temat matki na podstawie spotkania w jej miejscu zamieszkania. Okazało się, że matka w tym czasie przebywała wraz z dzieckiem w szpitalu. Najczęściej sąd ma pełne zaufanie do opinii urzędników i dostarczanej przez nich dokumentacji. Natomiast to, co mówią rodzice, bywa z góry traktowane jako niewiarygodne.
Zapomina się o najważniejszym, czyli o dziecku.
Reklama
Gdy rodzina jest podejrzana o stosowanie przemocy wobec dzieci, w wielu przypadkach wdrażana jest procedura „Niebieskiej Karty”. Grupa interdyscyplinarna powołana do pracy z rodziną objętą „Niebieską Kartą” zbiera na jej temat informacje. Rodzic nie ma dostępu do nich ani możliwości ich zweryfikowania. Inną patologią są sytuacje, do których dochodzi zwłaszcza w małych miejscowościach. Poufne, intymne informacje na temat rodziny nie są odpowiednio chronione i stają się przedmiotem plotek. Proszę wyobrazić sobie taki scenariusz, wcale nierzadki: rodzina jest podejrzana o przemoc, zostaje założona „Niebieska Karta”, sprawa trafia do sądu, na czas postępowania przyznawana jest kontrola kuratora, następnie sąd, często po wielu miesiącach, oczyszcza rodzinę z zarzutów. Niestety, rodzina jest już stygmatyzowana jako patologiczna, a rodzice są postrzegani jako wyrodni. Cały ten dramat nie pozostaje bez negatywnego wpływu na dziecko, o którego dobro rzekomo toczyła się cała sprawa. Obecny stan prawny powoduje, że istnieje duże niebezpieczeństwo skracania drogi przez urzędnika. Zamiast pracować z rodziną, łatwiej jest zgłosić sprawę do sądu i odebrać dziecko.
A co z tzw. rodzinami patologicznymi?
Jeśli mówi się o rodzinach patologicznych, najczęściej ma się na myśli takie, w których jest bezrobocie, alkoholizm i bieda. Państwo nie ma zintegrowanego systemu faktycznego i skutecznego wspierania tych rodzin. Mam na myśli rodziny, które są np. nieporadne życiowo, lub w których bieda jest problemem pokoleniowym. Przeciwdziałanie przemocy powinno polegać na tym, że pracujemy z rodziną. Nawet jeśli rodzic nie jest idealny, to jest zdecydowanie lepszy niż jakakolwiek instytucja w rodzaju domu dziecka. W instytucjach zajmujących się pieczą zastępczą również dochodzi do wielu patologii oraz do przemocy. Odebranie dziecka nie powinno być celem, ale ostatecznością. Brak jest niestety odpowiednio skoordynowanych działań poprzedzających odebranie dziecka rodzinie. Przeciwdziałanie przemocy ogranicza się w takich sytuacjach do rozdzielenia dzieci i rodziców. Nasza praca jest dowodem na to, że współpracując z rodziną, zdobywając jej zaufanie, udaje się tego uniknąć.
Istnieje opinia, że państwo, wprowadzając Ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, chciało zdyscyplinować społeczeństwo...
Reklama
Skoro została wprowadzona w życie wadliwa ustawa, niepoprzedzona żadnym programem pilotażowym, a dodatkowo brak jest faktycznego programu wsparcia rodziny, mamy do czynienia z patologizacją całego systemu. Państwo powinno wprowadzać mechanizmy wspierające pozytywne wzorce, a nie mnożyć instytucje zajmujące się kontrolą życia społecznego. Przeciwko tej ustawie przemawia wiele zarzutów prawnych o niekonstytucyjność, jak i jej praktyczne skutki, które obserwujemy w naszej pracy. Do fundacji zgłaszają się codziennie nowe osoby borykające się z bezdusznymi procedurami. Rodzice, którym pomagamy, to nie są „potwory” czy psychopaci katujący swoje dzieci. Są to najczęściej przeciętne, zwykłe polskie rodziny. Państwo Iksińscy np. dzwonią i mówią: „Szkoła naszego syna nas zgłosiła! Mamy sprawę w sądzie o demoralizację dziecka, co mamy robić? Nikt nam nie chce pomóc, wszyscy nas mają za wyrodnych rodziców, a my przecież kochamy nasze dziecko i chcemy dla niego jak najlepiej”. Pomagamy takim rodzicom w dotarciu do odpowiednich specjalistów. Potem okazuje się, że dziecko cierpi na zespół Aspergera i jego zachowanie nie jest wynikiem żadnej demoralizacji. Sąd umarza sprawę, ale rodzice przeszli gehennę. Ustawa daje możliwość upatrywania źródeł wszelkich problemów dziecka w rodzinie. A w takich przypadkach działania państwa powinny skupić się na wspieraniu rodziców w zdiagnozowaniu faktycznego problemu dziecka. Do tego niezbędne jest polepszenie dostępu do wykwalifikowanych specjalistów i usług.
Jakie cele stawiacie sobie jeszcze, jeśli chodzi o zmiany w ustawodawstwie?
Polska ustawa nazwana jest Ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, co z góry zakłada, że rodzina jest źródłem przemocy. W krajach zachodnich mówi się natomiast o przemocy domowej. U nas rodzic jest uważany od razu za winnego, mimo że nie została mu udowodniona wina. To trzeba zmienić. Uważamy również, że definicja przemocy jest zbyt szeroka na poziomie ustawowym. Należy także usunąć możliwość odebrania dzieci z powodu trudnej sytuacji materialnej w rodzinie. Lobbujemy również na rzecz dostępu do usług prawnych dla rodziców oraz podwyższania kompetencji urzędników mających kontakt z rodzinami. Praca Telefonu Wsparcia Rodziców zwraca uwagę, jak ważne jest, aby instytucje nie patrzyły na rodzinę przez pryzmat patologii, ale były elastyczne we wspieraniu rodzin, jeżeli te zgłaszają się do nich po wsparcie.
Grozi ci pochopne odebranie dzieci przez urzędników? Zadzwoń 518-866-142.