Reklama

Wśród ludzi w drodze

Emigracja sama w sobie zawsze jest pęknięciem więzi społecznych i rodzinnych, czasem może powodować zmiany osobowości, która usilnie stara się dostosować do tego, co „nowe”. Różne są życiowe drogi, które prowadzą poza granice Ojczyzny, i różne są drogi już na emigracji. Miejscem, które zawsze łączy Polaków, niezależnie od tego, gdzie i kim są, pozostaje Kościół katolicki. Siostry Misjonarki mówią, że emigrant to taki człowiek, który jest w jakimś sensie zawieszony nad oceanem, tzn. tęskniący za tym, co pozostawił, ale realnie stąpający po ziemi, którą wybrał lub która została mu wyznaczona jako misja

Niedziela Ogólnopolska 3/2014, str. 28-29

Anna Przewoźnik

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O. Ignacy Posadzy, założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej (17 stycznia br. przypadała 30. rocznica jego śmierci), był tym, który spojrzał głębiej na nędzę Polaków opuszczających kraj. Dojrzał samo sedno problemu i wyraził je słowami: „Kto zmienia Ojczyznę, zmienia nad sobą niebo, ale nie zmienia w sobie serca”. O. Posadzy był wielkim przyjacielem Polaków rozproszonych na krańcach świata. Pozostając wiernym inspiracjom kard. Hlonda, przystąpił w 1958 r. do tworzenia żeńskiego zgromadzenia, które służyłoby pomocą duszpasterską księżom z Towarzystwa Chrystusowego, pracującym wśród Polonii. Tak w 1959 r. powstała wspólnota zakonna Sióstr Misjonarek, które posługują do dziś, również w Chicago, gdzie miałam okazję bliżej je poznać.

Misjonarki z Chicago

Siostry, wierne słowom założyciela zgromadzenia: „Idźcie i miłością swą rozpalajcie świat”, ogarniają sercem każdego w jednakowym stopniu. Uśmiech i szary habit to ich znak rozpoznawczy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

W Chicago poznałam s. Ewę Biniek, delegatkę na USA i Kanadę, która posługuje w tych państwach już 22 lata. Jak podkreśla, na emigracji pojawiają się wciąż nowe wyzwania i potrzeby. Wiele dzieł tworzy się na modlitwie: – Opuszczamy naszą Ojczyznę według tego, co Kościół przez ojca założyciela nam zlecił, i idziemy tam, gdzie biją polskie serca. Idziemy tam, by przede wszystkim świadczyć o Panu Bogu, ale również żeby podtrzymywać polskie tradycje religijne, polską duchowość, a nawet język polski. Przede wszystkim wśród najmłodszego pokolenia, już zrodzonego poza Polską – opowiada s. Ewa.

To, co przeżywają polscy emigranci, jest w dużym stopniu udziałem każdej z sióstr. Nieobca jest im tęsknota i poczucie wyobcowania. Żyją przecież na obcej ziemi i ta ziemia tak do końca nigdy nie będzie ich. Chociaż większość z nich ma paszporty krajów, do których przybywa, w każdej bije ciągle polskie serce.

Codzienna posługa

Talent każdej z sióstr może być wykorzystany do pracy z ludźmi, zgodnie z charyzmatem zgromadzenia. To widać zarówno w USA, jak i w Kanadzie. Siostry pracują w polskich parafiach, katechizują dzieci, pracują w biurach, są zakrystiankami. Odpowiadają za polskie programy religijne w parafiach i w amerykańskich szkołach katolickich. Przygotowują katechizmy dwujęzyczne dla dzieci urodzonych już na emigracji. Otaczają opieką starszych i chorych. Przez swoją posługę są blisko polskich rodzin, które nierzadko walczą z poważnymi problemami. Podobnie jak w Polsce, również w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie wiele jest wspaniałych rodzin, ale są i takie, które w trudnej codzienności odeszły od wartości religijnych i duchowych. Potrzebują pomocy, cierpliwości i dużo miłości.

Polskie Misjonarki doskonale rozpoznają znaki czasu.

Dom Samotnej Matki

Reklama

Pierwsze dzieło, jakie poznaję, to Dom Samotnej Matki im. Świętej Rodziny w Chicago, który istnieje już ponad 5 lat. Mieści się w polskiej dzielnicy, przy bazylice św. Jacka. Dyrektor domu – s. Marta Cichoń opowiada mi o jego początkach. Pracując w biurze przy parafii, spotykała wiele kobiet, które dzieliły się z nią swoimi problemami. Mówiły o pojawiającym się w domu alkoholu, przemocy. Spotykały je losowe nieszczęścia, śmierć męża czy jego deportacja. – Nasza pomoc kończyła się na doraźnej, jednorazowej ofierze, przekazaniu ubrania, jedzenia – wspomina s. Marta. – Tu, na emigracji, zobaczyłam dogłębny problem rodziny. W Chicago, gdzie żyje wielu Polaków, widać ten problem wyraźnie. Przy okazji tych spotkań i rozmów powstała myśl, by otworzyć dom, w którym matki z dziećmi mogłyby się na dłużej zatrzymać. Do dziś jest to pierwszy i jedyny taki polski dom w Chicago. Z jego pomocy skorzystało już 67 matek i 87 dzieci. Dom wspierany przez wolontariuszy, którymi są młodzi ludzie, utrzymuje się tylko z dotacji Polonii.

Dom Samotnej Matki w Chicago to nie tylko dach nad głową. Trzy razy w tygodniu mamy korzystają z terapii i pomocy psychologów. Kobiety, które się tu znalazły, zmieniają siebie i w konsekwencji wszystko wokół. Są panie, które na bieżąco korzystają z pomocy domu, ale i takie, które się już usamodzielniły, głównie dzięki temu, że mogły się tu zatrzymać w najtrudniejszym okresie życia.

Świadectwa miłości

Ania z 3-letnim synkiem mieszkała w tym domu przez rok. – Pomoc, jaką otrzymałam od sióstr: dach nad głową, terapia, modlitwa sprawiły, że stanęłam na własnych nogach – wspomina. – Odbiłam się od dna i zaczynam życie od nowa, odzyskawszy poczucie własnej wartości. Dziś już wiem, że jeśli mam jakiś problem, zawsze mogę zadzwonić. Mogę dalej korzystać z pomocy sióstr. Kiedy nie ma się tu najbliższej rodziny, to taki dom jest wspaniałym miejscem. Jestem w Chicago sama, cała rodzina przebywa w Polsce. Kiedy pojawiły się duże problemy w mojej rodzinie, otrzymałam olbrzymią pomoc ze strony sióstr. Czas pobytu w tym domu sprawił, że mogłam zorganizować sobie życie. Po roku usamodzielniłam się, dziś mam pracę, znalazłam przedszkole dla dziecka, mogę samodzielnie utrzymać mieszkanie – to wszystko było możliwe dzięki temu, że mogłam skorzystać z tego domu.

Reklama

Sylwia przebywa w Chicago od 9 lat, w Domu Samotnej Matki pojawiła się kilka tygodni temu. Przybyła tu z 9-miesięczną córeczką. Ojciec dziecka został deportowany do Polski. Zostały same w obcym kraju. Wyrzucone przez rodziców męża, trafiły tu, gdzie mogą normalnie żyć.

Przedszkole Dobrego Pasterza

Podczas pobytu w Chicago miałam okazję uczestniczyć w oficjalnym otwarciu i poświęceniu Katolickiego Przedszkola Dobrego Pasterza. Jest to placówka przygotowana dla ponad 70 dzieci. Swoją opieką Siostry Misjonarki obejmują tu najmłodsze pokolenie Polaków, tych urodzonych już na ziemi amerykańskiej. Jednocześnie są też wielkim wsparciem dla rodzin „swoich” przedszkolaków. Co ważne i co zaznaczają same siostry, one w niczym nie wyręczają rodziców. Chcą jedynie służyć swą pomocą w emigracyjnej rzeczywistości, gdzie bardzo często nie ma babci, cioci, nie ma całego zaplecza rodzinnego, które pomaga w kształtowaniu postaw religijnych i patriotycznych.

– Szukaliśmy takiego przedszkola, które naszemu dziecku przekaże nie tylko kulturę polską, ale też wiarę, i tu to wszystko znaleźliśmy – mówi mama jednego z przedszkolaków. – Przede wszystkim jest to katolickie przedszkole, przekazuje wartości, jakie wyznajemy w naszej rodzinie. Dla nas, rodziców, najważniejsze jest to, że dzieci uczą się po polsku wierszy, piosenek i modlitwy. Nasze dziecko w tym przedszkolu umacnia się w wierze i polskości.

Pomoc uwikłanym w aborcję

Reklama

Siostry nie boją się również spraw i zadań najtrudniejszych. S. Maksymiliana od kilku lat, na prośbę kardynała metropolity chicagowskiego, prowadzi program terapeutyczny Rachel. Jest to niezwykle trudna i ważna posługa. Mówi się, że to droga nadziei i uzdrowienia dla tych, którzy cierpią z powodu skutków aborcji. Program obejmuje indywidualne rozmowy z kobietami, które przeżywają ten dramat. Wprowadzono również terapię dla mężczyzn oraz personelu medycznego uwikłanego w ten proceder. Terapia pomaga przezwyciężyć syndrom poaborcyjny, podźwignąć się z głębokiego kryzysu duchowego i psychicznego, poradzić sobie z niszczącymi skutkami aborcji, zrehabilitować poczucie sensu życia i znaczenie człowieczeństwa, odzyskać pokój z Bogiem i z ludźmi, odnaleźć swoje miejsce w codzienności.

Hania opowiada: – Cierpienie po dokonaniu aborcji jest ogromne. Przez lata ciągle płakałam, nie umiałam się cieszyć, radować, cały czas modliłam się, a jednocześnie obwiniałam za ten czyn. To było cierpienie w samotności. Po 30 latach od dokonania aborcji korzystam z pomocy i próbuję sobie przebaczyć. Drogę do innego życia odnalazłam właśnie tutaj, dzięki siostrom.

Jagoda: – Aborcja to nie jest wyjście, a wejście do piekła; myślę, że noszę ze sobą przeszłość, ale dzisiaj jestem w stanie wstać rano, a podczas terapii pomogłam sobie wybaczyć, nazwałam swoje dziecko, napisałam list do niego, wiem, że ono żyje w Bogu.

Nieść nadzieję deportowanym

Siostry Ania i Magdalena odwiedzają osoby internowane, które czekają na deportację. Zanoszą im dobre słowo, modlitwę, pociechę. To ważne, bo ludzie, którzy nagle znajdują się w odosobnieniu, szybko tracą nadzieję. Są pozostawieni sami sobie: bez możliwości kontaktu z bliskimi, bez wiedzy – co dalej. Siostry, które prowadzą tego typu posługę, często jako jedyne są ogromnym wsparciem dla więźniów.

Misjonarki, zostawiając Ojczyznę, nie mają wpływu na wybór kraju, do którego trafią. Składają swój los w ręce Boga i są posłuszne przełożonym. Dla Polonii chicagowskiej ich przyjazd był wielkim darem. Spotkany przeze mnie lekarz internista z Wietrznego Miasta – Leszek Ballarin mówi, że są one „ratowniczkami dusz”. Starają się przez modlitwę i ofiarę życia zabiegać u Pana Boga o polskich emigrantów, którzy każdego dnia mają szansę przekonać się, jak cenne to dla nich wsparcie i orędownictwo.

* * *

O zgromadzeniu

Dom Generalny znajduje się w Morasku, tam rozpoczyna się postulat, nowicjat, śluby, wieczysta profesja. Stamtąd misjonarki rozsyłane są do pracy wśród Polonii na wszystkich prawie kontynentach. W zgromadzeniu jest blisko 200 sióstr rozsianych po całym świecie. Posiada ono tzw. delegatury: w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, w Australii, Wielkiej Brytanii, we Włoszech, na Węgrzech i w Grecji, w Niemczech i w Belgii. Siostry pracują też w Brazylii i na Białorusi. W USA i Kanadzie jest ich 50.

2014-01-14 13:32

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Nożownik zabił lekarza w szpitalu w Krakowie. "To niezadowolony pacjent"

2025-04-29 14:30

[ TEMATY ]

szpital

Kraków

lekarz

pacjent

nożownik

Adobe Stock

Nie żyje lekarz krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego. Został zaatakowany we wtorek, ok. godz. 10.30. Do gabinetu, w którym lekarz badał pacjentkę, wtargnął 35-letni mężczyzna i zaatakował lekarza nożem. Napastnika ujęła ochrona, mężczyzna jest w rękach policji.

Lekarza nie udało się uratować. Informację o jego śmierci potwierdziła minister zdrowia we wpisie na portalu X.
CZYTAJ DALEJ

Pielgrzymka Pojednania do Rzymu w 60. rocznicę wystosowania Listu biskupów polskich do niemieckich

2025-04-29 23:48

mat. pras. Archidiecezja Wrocławska

W 60. rocznicę orędzia biskupów polskich do niemieckich abp Józef Kupny przewodniczył uroczystej Mszy świętej podczas Pielgrzymki Pojednania w Rzymie. Uczestniczyły w niej władze Wrocławia, była premier Hanna Suchocka i pielgrzymi – wierni z archidiecezji wrocławskiej.

Pielgrzymka Pojednania została zorganizowana przez archidiecezję wrocławską oraz Ośrodek Pamięć i Przyszłość. To część obchodów Roku Pojednania, który rezolucją uchwaliła we Wrocławiu rada miejska z powodu 60. rocznicy wystosowania listu biskupów polskich do biskupów niemieckich.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję