Reklama

Niedziela Kielecka

Zgromadzenie Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim w Miechowie

Aby brat Albert się nie powstydził

Pierwsze hospicjum z prawdziwego zdarzenia stworzyła Angielka Cicley Saunders. W 1967 r. w Londynie otworzyła specjalistyczny ośrodek opieki nad umierającymi chorymi. Za patrona hospicjum obrała św. Krzysztofa. W Polsce pierwsze hospicjum powstało w 1981 r. Idea hospicjów rozwija się i nowe ośrodki dla terminalnie chorych powstają w kolejnych miastach. Już wkrótce taki ośrodek powstanie w Kielcach, buduje je Caritas Kielecka. W większości hospicjów chorymi opiekują się siostry. Tak też jest w Miechowie, gdzie w hospicjum posługują siostry albertynki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Siostry przybyły do Miechowa w 1998 r., w chwili gdy powstało tu hospicjum. Burmistrz Jerzy Muszyński chciał stworzyć centrum pomocy potrzebującym: chorym, ubogim, starszym, niezaradnym życiowo ludziom. Postanowił, że wszystkie instytucje będą znajdować się w blisko centrum, aby ludzie potrzebujący pomocy nie szukali jej po całym mieście. W skad placówek opiekuńczo-leczniczych wchodzi: Stacja Opieki Caritas, Środowiskowy Dom Samopomocy, Stołówka dla ubogich, Dom Kombatanta, Hospicjum Stacjonarne i Domowe. Niedaleko jest też ośrodek zdrowia i szpital. Pod Miechowem w bitwie z Rosjanami brał udział Adam Chmielowski, późniejszy Brat Albert - założyciel Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim. Kewna ze strony żony ówczesnego burmistrza wstąpiła do Zgromadzenia Albertynek i stąd znajomość charyzmatu i pomysł, aby w Hospicjum pracowały siostry albertynki. - Do pracy w hospicjum trzeba czegoś więcej niż tylko rąk, trzeba dużo serca. Chodziło o stworzenie domu, a nie kolejnego zakładu - mówi s. Kinga. Hospicjum jest wybudowane na miejscu starego szpitala. Wcześniej mieszkały tu siostry szarytki. Z czasem dom podupadł, na „drugą młodość” czekał do przybycia sióstr albertynek.

Wspólnota

Obecnie w Miechowie pracują cztery siostry. Mają dobre warunki, ale żyją skromnie. Mieszkają na pierwszym piętrze nad hospicjum, są na każde zawołanie chorych, a ich dzień pracy nie kończy się o godz. 15. S. Joanna Zielińska uczy katechezy w liceum, s. Alicja Brenkus prowadzi hospicjum domowe, s. Irena Zyzak pracuje w hospicjum stacjonarnym, a s. Kinga Mrozek - przełożona jest kierownikiem hospicjum. Wszystkie mają nienormowany czas pracy, a swoje zajęcia traktują nie jak pracę, lecz posługę potrzebującym. - W służbie Bożej nie ma urlopu - mówi s. Kinga, śmiejąc się i zaraz dodaje, że w hospicjum często się uśmiechają, mimo iż wiele osób na samo słowo „hospicjum” reaguje nerwowo. Słowo hospicjum ma złe konotacje. Siostry starają się przełamywać te lęki. Do hospicjum przylega kaplica, w której prawie codziennie odprawiane są Msze święte. Drzwi kaplicy są otwarte dla wszystkich chętnych i wiele osób korzysta z możliwości uczestniczenia w Eucharystii sprawowanej przez kapelana ks. Andrzeja Satro.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Hospicjum Domowe

Początki hospicjum sięgają 1998 r. Najpierw działało w strukturze Stacji Opieki Caritas. Pod opieką pielęgniarek środowiskowych było trzech pacjentów. W 2007 r. Hospicjum Domowym zajęły się siostry i pielęgniarki z Hospicjum Stacjonarnego. Z czasem wyodrębniło się Hospicjum Domowe. Zwiększyło się zapotrzebowanie na tę formę opieki, która jest bardziej wymagająca niż praca pielęgniarki środowiskowej. Praca w hospicjum to nie tylko opieka nad osobami chorymi i starszymi, to także wsparcie dla rodzin, edukacja, rozmowy, pomoc w organizowaniu opieki i rozwiązywaniu problemów. Z czasem zwiększył się kontrakt i Hospicjum Domowe mogło zaopiekować się dziesięcioma chorymi. Hospicjum Domowe uzupełnia się z Hospicjum Stacjonarnym. Jeśli trzeba, pożyczany jest odpowiedni sprzęt medyczny czy wyposażenie, np. odpowiednie łóżka.

Hospicjum Stacjonarne

- Warunkiem przyjęcia do Hospicjum Domowego czy Stacjonarnego jest zakończenie leczenia przyczynowego u pacjenta z chorobą nowotworową. Pacjent nie kwalifikuje się do radioterapii czy hemoterapii, pozostaje już leczenie zachowawcze - mówi s. Kinga. Osoba pracująca w hospicjum musi mieć szersze spojrzenie, trzeba przeprowadzić wywiad, rozeznać sytuację, sprawdzić, kto może choremu pomóc i jakie są jego potrzeby. Oprócz pomocy choremu zdarza się, że trzeba pomóc jego rodzinie. Krewni często są załamani chorobą bliskich, nie wiedzą, co robić, trzeba im zwyczajnie po ludzku pomóc odnaleźć się w tej sytuacji. Podpowiedzieć, gdzie szukać pomocy, jak zorganizować dzień i skąd wziąć potrzebny sprzęt medyczny, a przede wszystkim wesprzeć na duchu. To trudne doświadczenie pomaga im przeżyć psycholog albo kapłan, pielęgniarka czy siostra. W Hospicjum Stacjonarnym siostry wraz z personelem świeckim opiekują się dziewiętnastoma chorymi. Docelowo mają mieć pod swoją opieką czterdzieści osób.

Reklama

Bardziej wymagać od siebie

Nie każdy może pracować w hospicjum. Słowo Caritas zobowiązuje, słowo hospicjum to oddawanie siebie przechodzącym na drugi brzeg życia. Nie każda pielęgniarka, nie każdy lekarz może pracować w hospicjum. Siostra mówi bez ogródek: - To nie jest zwykła praca. Obok czynności leczniczo-pielęgnacyjnych nacisk kładzie się na sferę duchową. Pracownik, który nie ma „przepracowanego tematu” śmierci, przechodzenia do wieczności, nie będzie umiał tego przekazać umierającemu - mówi. Można realizować się w tej pracy, czerpać z niej satysfakcję, mimo tego że parę razy w tygodniu ktoś umiera. Siostry muszą mieć oczy skierowane na chorego. Wiedzą, że lekarz nie wyleczy, że lekarstwa nie pomogą, że nawet najnowocześniejszy sprzęt nie przywróci chorym sił. Siostra zamyśla się i opowiada, jak w ciągu kilkudziesięciu lat zmieniło się postrzeganie śmierci. Dawniej na studiach medycznych mówiono, że śmierć to porażka, to strata, niepowodzenie. - Dziś jeżeli człowiek odchodzi z tego świata pogodzony z Bogiem i ludźmi, to sukces. To daje dużo radości. Umieranie nie musi być ciężkie, trudne i bolesne. Śmierć może być tratowana jako wyzwolenie od cierpień, przejście, w co mocno wierzymy, do lepszego świata.

Pomagają pomagać

Oprócz sióstr i personelu świeckiego, w opiece nad chorymi pomagają wolontariusze. Najwięcej młodych ludzi przychodzi z Liceum Ogólnokształcącego. Młodzi bardzo angażują się w wolontariat, współorganizują akcje: Pola Nadziei, Hospicjum to też życie czy Dni Hospicyjne. Do hospicjum przyjeżdżają czasem młodzi ludzie ze Słomnik i z Jędrzejowa. Są też stali wolontariusze, jest krawcowa, która pomaga szyć bieliznę, pościel, jest elektryk oraz lekarz. Jednak ostatnio zmieniło się prawo i lekarz nie może opiekować się chorymi jako wolontariusz. Musi mieć podpisaną umowę o pracę. Wszyscy wolontariusze muszą być przeszkoleni - zarówno młodzi, jak i starsi. Opieka nad osobami chorymi terminalnie to specyficzna posługa, wiele trzeba się nauczyć i wiele zrozumieć. Przede wszystkim tego, że osoba, którą się opiekuje, wkrótce odejdzie do wieczności. Trzeba być delikatnym i znać psychikę chorego. - Nasz dom jest otwarty dla wszystkich chętnych, którzy chcą nam pomóc, którzy mają chwilę czasu, by spotkać się z chorymi, oni często nie potrzebują wyszukanej opieki, ale tego, aby z nimi być, aby coś im przeczytać, opowiedzieć albo zwyczajnie potrzymać za rękę, okazując czułość i zainteresowanie.

Reklama

W tym roku w Książu Wielkim odbył się bal charytatywny, z którego dochód został przeznaczony na wyposażenie hospicjum. Za kwotę 14 400 zł zakupione zostały meble dla chorych. Był to pierwszy tego typu bal, jednak wszystko wskazuje na to, że nie ostatni. Uczestnicy zabawy już pytają o kolejny. Jak widać, można się dobrze bawić, a jednocześnie pomagać potrzebującym.

Hospicjum to też życie

Siostra jest przełożoną już trzecią kadencję. Zżyła się z ludźmi, z którymi pracuje, i polubiła pracę w hospicjum. To fakt, że jest to specyficzna praca, ale dla niej jest całym życiem, chociaż co dzień spotyka się ze śmiercią. - Pokutuje w społeczeństwie przekonanie, że w hospicjum się umiera, ale na dobą sprawę my nie mamy wpływu na długość życia, może tylko na jakość. Tak jak nie mamy wpływu na chwilę narodzin, tak też nie mamy wpływu na czas umierania. - mówi. Przebywanie wśród ludzi chorych i cierpiących, ludzi, których życie gaśnie, powoduje, że siostry dużo czasu poświęcają na modlitwę i rozważania, na zastanawianie się, jaki jest sens istnienia. - Umieranie to konsekwencja grzechu pierworodnego. Każdy z nas ma swoje życie i każdy ma swoją śmierć w planie Bożym. To nie miejsce przyczynia się do śmierci, ale czas, który był człowiekowi dany i zadany, z którego każdy człowiek musi się rozliczyć - podkreśla. Opiekując się chorymi, siostry mówią im prawdę o ich stanie zdrowia, o chorobie o koniecznych zabiegach. Prawdę jednak trzeba dozować, chorych trzeba oswajać z tym, co ich czeka. Często zdarzają się osoby nie mogące pogodzić się z przemijaniem i ze śmiercią, szanując ich wrażliwość, przygotowuje się ich na przejście na drugą stronę życia.

Całe życie przygotowujemy się na śmierć

Praca z chorymi daje siostrom dużo radości i pokoju. - Oswoiłyśmy się ze śmiercią, staramy się oswajać z nią chorych oraz ich rodziny. Śmierć nie musi być łączona z bólem i cierpieniem. Podczas swojej posługi Siostra widziała wiele osób umierających, pogodzonych ze światem, rodziną i z faktem, że odchodzą do wieczności. Czasem choroba, którą dopuszcza Bóg, może być jedyną rzeczywistością, która wśród zgiełku tego świata jeszcze dochodzi do uszu i świadomości współczesnego człowieka. To może być trudny akt miłości Pana Boga do człowieka. Do hospicjum trafiają różne osoby, wierzący, ateiści, Świadkowie Jehowy. Wszyscy cierpią, dla wszystkich choroba jest taka sama, dla wszystkich cierpienie jest podobne. Nikt ani gestem, ani słowem nie różnicuje chorych i nie robi przykrości, wręcz przeciwnie, stara się jak najlepiej pomóc, ulżyć w cierpieniu. - Jesteśmy posłane do wszystkich, dla wszystkich mamy otwarte serca i dłonie. Mam nadzieję, że jak pójdziemy do wieczności, do Nieba, to Brat Albert się nas nie powstydzi.

W następnym numerze zaprezentujemy Dom Sióstr Służebniczek Starowiejskich w Łopusznie

2013-04-26 15:20

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sercanki w diecezji i dla diecezji drohiczyńskiej

Niedziela podlaska 14/2015, str. 4-5

[ TEMATY ]

zgromadzenie

Ks. Artur Płachno

Zgromadzenie Córek Serca Maryi zostało założone w 1885 r. przez bł. o. Honorata Koźmińskiego przy współudziale m. Pauli Maleckiej. Zanim przybyło na tereny obecnej diecezji drohiczyńskiej, pracowało na terenach Rosji carskiej, aż po Syberię, chociaż dom generalny posiadało w Nowym Mieście nad Pilicą

Siostry sercanki pracowały też w Pińsku, ówczesnej siedzibie diecezji, gdzie pojechały wraz z Matką Założycielką w 1904 r., zatrzymując się przy ul. Brzegowej. W 1905 r. pod szyldem Katolickiego Towarzystwa Dobroczynności założyły ochronkę dla 60 dziewcząt z zakładem rękodzielniczym, z tajnym nauczaniem w domu przy ul. Zielonej 15, która potem stała się Szkołą Powszechną z prawami państwowymi dla 200 dzieci, z internatem i pracowniami rękodzielniczymi.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

2024-04-29 12:13

Materiały kurialne

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Odszedł do wieczności ks. kan. Zbigniew Nidecki, kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

W piątek 26 kwietnia 2024 r., w 72. roku życia i 43. roku kapłaństwa, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę śp. ks. kan. Zbigniew Nidecki, emerytowany kapłan naszej diecezji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję