Reklama

Zdrowie

Trzeba żyć, jak się da, i ufać Bogu

W Oświęcimiu bije serce Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej (siostry serafitki) - zakonnic zajmujących się głównie opieką nad kobietami starszymi, schorowanymi, często samotnymi, osobami umierającymi lub dźwigającymi krzyż choroby i cierpienia od wielu dziesiątek lat. Codzienność serafitek to rzeczywistość odchodzenia, śmierci, przemijania. To miejsce stojące na granicy dwóch światów, ale nie przerażające, nie naznaczone smutkiem czy rozpaczą, a raczej tchnące spokojem, ciepłem i miłosierdziem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pokoje zalane słońcem, łóżka, a na nich drobne postacie otulone kołdrami. Leżące nieruchomo sylwetki, twarze z nieobecnym wzrokiem. Oczy patrzące gdzieś poza nas, poza te ściany, poza świat dotykalny i znany.

- Większość naszych podopiecznych jest po udarach, wylewach, mają zaawansowane demencje starcze, miażdżyce, cierpią na chorobę Alzheimera - wylicza s. Kamila, przełożona pielęgniarek w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Oświęcimiu, choć to miejsce nie kojarzy się z zakładem, a raczej z domem, bezpieczną przystanią, azylem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Siostry opiekują się 50 kobietami w najgorszych stanach. Określa się to przy pomocy skali Barthel. Nie nadają się już do leczenia szpitalnego, nie pomoże im najlepsza nawet klinika. Jeśli mają dużo szczęścia, znajdą miejsce w domu podobnym do tego przy ul. Kościuszki 10 w Oświęcimiu.

Powinni to miejsce odwiedzić także zwolennicy eutanazji.

Pacjentki

Nie wszystkie są sędziwe, choć większość ma już życie za sobą. Kiedyś żony, matki, kobiety aktywne zawodowo, wykształcone, społecznie zaangażowane, jak np. p. Aniela, nad której łóżkiem wiszą zdjęcia ze spotkań z kard. Karolem Wojtyłą, potem papieżem Janem Pawłem II.

Najmłodsza podopieczna nie ma jeszcze 30 lat. Drobna szatynka, o pięknych ciemnych oczach leży w pojedynczej sali. Leży na boku, i w tym przypadku nie chodzi tylko o zapobieganie odleżynom. W ten sposób Magda „widzi” zdjęcia dwójki swoich dzieci. Kobieta kilka lat temu uległa wypadkowi, który spowodował nieodwracalne zmiany w mózgu. Zdjęcia córki, syna i męża są więc co jakiś czas aktualizowane. Lekarze twierdzą, że to nie ma sensu, bo mózg nie działa, ale siostry wiedzą swoje. Czasem pociekną jej z obu oczu łzy - mówią - czasem widać irytację.

- Nie mamy pewności, co dzieje się w jej sercu - mówi s. Zofia - dlatego zachowujemy się przy Madzi tak, jakby nas słyszała i rozumiała. Pozwalamy dzieciom wchodzić na łóżko i przytulać się do matki, jak długo zechcą. Im jest to na pewno potrzebne, a jej, podejrzewamy, że sprawia radość.

Reklama

Historie niektórych z tych niepozornych ciał, przykrytych kołdrą, o twarzach nieobecnych, pozostaną tajemnicą na zawsze. Jak Helenki, która trafiła tu, mając zaledwie 24 lata. Nie wiadomo, czy od urodzenia była ułomna, czy dopiero potem zapadła na jakąś chorobę. Przeżyła dzięki opiece sióstr serafitek 60 lat, nie opuszczając nawet na jeden dzień ośrodka. Czy ktoś ją kiedyś odwiedził, zapytał o zdrowie, czy miała rodzeństwo, jakichś dalszych krewnych? Siostry mają zbyt dużo pracy, by dociekać. O każdej podopiecznej wiedzą jednak sporo. Nie są to osoby anonimowe, pozbawione przeszłości, charakteru, osobowości. Każda przyniosła do domu swoją przeszłość, czasem tragiczną i bolesną.

Najgorzej mają ludzie samotni. Kobiety, którym wszyscy umarli lub wyjechali daleko, czasem za granicę do pracy, czasem przepadli bez wieści. Nieuleczalnie chore, dorosłe już dzieci schorowanych rodziców. Pacjentki przywożone wprost ze szpitala, bo nikt nie czeka na nie pod adresem zapisanym w dowodzie.

S. Kamila widziała takie dramaty wiele razy. - Zajmujemy się panią, która trafiła do nas stosunkowo niedawno z takimi odleżynami, że płakać nam się chciało. Mieszkała samotnie i była zupełnie niedołężna. Codziennie odwiedzała ją opiekunka społeczna. Karmiła, robiła, co do niej należało. Na stoliku przy łóżku stawiała kanapki i herbatę. Na koniec zakładała chorej pampersa i szła do kolejnego podopiecznego. Wracała następnego dnia rano. Przez 23 godziny chora leżała zupełnie sama. Pewnie głodna, bo nie była w stanie ruszyć nawet ręką, nie sięgnęła do tego stolika. I tak przez długie miesiące. Cud, że nie wpadła w obłęd. Na szczęście system opieki w jakimś momencie zadziałał, nie zostawili tej kobiety na straszną powolną śmierć.

Reklama

Bywają i piękne historie miłosne. Jak ta pani Danusi i jej męża, który ukochaną żonę oddał pod opiekę sióstr, dopiero gdy sam opadł już z sił. Oboje są wiekowi, ale musiało ich łączyć wielkie uczucie, skoro mężczyzna przychodzi do żony codziennie, siada przy łóżku i po prostu jest obok.

Personel

W zakładzie pracuje 10 sióstr zakonnych - 5 z pielęgniarskim wykształceniem. Reszta personelu jest świecka, w tym pielęgniarki, opiekunki medyczne, rehabilitantki, dwóch lekarzy internistów, neurolog i psychiatra.

- Nasza Matka Założycielka wymagała stosownego wykształcenia od swoich córek duchowych, ale mawiała też, że w pracy najpierw jesteśmy zakonnicami, a dopiero potem pielęgniarkami - wyjaśnia s. prowincjalna Magdalena.

Poranki bywają najtrudniejsze, wtedy na korytarzach i w salach panuje wzmożony ruch. Codzienna toaleta, wizyty lekarzy, śniadanie. 13 podopiecznych jest odżywianych dojelitowo. Potem robi się spokojniej - zaordynowane przez lekarza rehabilitacje odbywają się według harmonogramu, podobnie jak zlecone badania. Raz w tygodniu każda chora jest kąpana i ważona. Od godz. 14 pojawiają się rodziny. Mogą przychodzić codziennie, byle nie rano, gdy praca musi odbywać się szybko i sprawnie.

Przez cały dzień po korytarzach krąży personel, zagląda do sal, podaje leki, sprawdza stan pacjentek. Często pomagają w tej pracy wolontariusze czy uczennice szkół pielęgniarskich. Siostry twierdzą, że ciągle nowe bodźce zewnętrzne, odrobina życia i radości ma działanie lecznicze. Chore czują się lepiej, gdy w ich otoczeniu coś się dzieje. Dlatego zawsze mile widziani są pomocnicy, ludzie dobrej woli. Chore leżą w pokojach kilku- lub jednoosobowych w niemal idealnych warunkach. Nowoczesne łóżka na pilota, materace przeciwodleżynowe, wanny z hydromasażem, podnośniki, przenośne wanny, dobrej klasy sprzęt rehabilitacyjny - wszystko zakupione z funduszy własnych zakładu. Siostrom nie udało się bowiem skorzystać z unijnego dofinansowania.

Reklama

Podopieczne, zgodnie z przepisami, oddają 65 proc. swoich rent i emerytur ośrodkowi. Resztę, czyli 75 zł dziennie na osobę, dodaje NFZ - bo zakład prowadzony przez siostry jest placówką niepubliczną, ale posiadającą kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia.

Jak za te niewielkie kwoty udaje się prowadzić zakład na tak dobrym poziomie?

- Nasza Matka Założycielka mawiała, że tam, gdzie trudności większe, tam i większa chwała Boża. Tylko dzięki błogosławieństwu Bożemu możemy prowadzić to dzieło, zapoczątkowane przez m. Małgorzatę Szewczyk, i prowadzimy je z ufnością, że dokonuje się tutaj wola Boga. Wierzymy, że jest to miejsce miłe Bogu i dopóki On zechce, będzie istniało i rozwijało się - mówi s. Zofia, dyrektor zakładu.

Rodziny

- Nie mam złego zdania o rodzinach, które oddają bliskich do zakładów opiekuńczo-leczniczych. Za szybko oceniamy innych i zbyt surowo. Opieka nad obłożnie chorym jest ciężką pracą, właściwie harówką, zwłaszcza gdy nie ma się fachowego przygotowania i pracuje zawodowo. Przez 24 godziny stoi się na baczność - wyjaśnia s. Kamila, która chorymi w ostatnim stadium życia opiekuje się od 20 lat. - Niech ktoś, kto krytykuje, podniesie kilka razy dziennie bezwładną osobę, ważącą np. 70 kg. Jej bezwład powoduje, że wydaje się, iż waży 2 razy tyle. Niech ją myje, ubiera, czesze, pomaga w czynnościach fizjologicznych, przekłada z boku na bok, karmi - i tak dzień w dzień. Nie każdy człowiek to wytrzyma. Po drugie - czy wolno wywracać do góry nogami życie innych członków rodziny, wprzęgać w obowiązki, które często są ponad ich siły?

Jedną z naszych pacjentek jest pani, którą jeszcze do niedawna z wielkim poświęceniem opiekowała się córka. Co zarobiła, szło głównie na opiekunkę dla mamy. Ta córka nie miała własnego życia - wszystko kręciło się wokół potrzeb chorej. Aż do chwili, gdy córka musiała przyznać, że nie daje sobie rady, że brakuje jej siły. Teraz, choć odwiedza mamę często, na lepsze zmieniła się jej codzienność. Odżyła.

Reklama

Zdarza się, że rodzina mieszka w bloku - siostry opowiadają kolejną historię - a zniedołężniała mama na wsi. Gdy staruszka zachoruje, po szpitalu nie trafi już do siebie na wieś, ale do rodziny, do jej małego mieszkania. Bo babcia potrzebuje całodobowej opieki. W ten sposób życie całej rodziny, w tym chorej, często staje się gehenną. Na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, w ciasnocie, zapracowaniu, irytacji, grupa zdrowych ludzi i obłożnie chora staruszka. Nie wytrzymują i nie ma się co dziwić…

- Pozostaje też kwestia finansowych możliwości polskich rodzin. Nasze podopieczne to raczej ludzie biedni, ubodzy dzisiejszych czasów, dla których pobyt w prywatnym zakładzie jest po prostu nierealny. Uważam, że opieka długoterminowa jest znakiem dzisiejszych czasów, które najchętniej wyeliminowałyby ludzi starszych ze społeczeństwa. Społeczeństwa, które się starzeje, a młodzi nie są zdolni do zapewnienia opieki swoim rodzicom i dziadkom, gdyż sami borykają się z brakiem pracy i środków na utrzymanie rodziny. Wśród naszych podopiecznych są osoby samotne lub zapomniane przez najbliższych. Co z nimi będzie w przyszłości? Gdzie znajdą schronienie i godne warunki umierania? Kto im zapewni pomoc duchową w zmaganiu się z chorobą, starością i cierpieniem, często moralnym i duchowym? To pytania, które zadajemy sobie w związku z niełatwą sytuacją prawną i finansową naszej rzeczywistości oraz w nieprzypadkowych okolicznościach zbliżającej się beatyfikacji naszej czcigodnej matki Małgorzaty, której tak bardzo leżał na sercu los staruszek i ubogich - dodaje s. Zofia.

Misja i charyzmat

Siostry serafitki powtarzają, że w Oświęcimiu bije serce ich zgromadzenia. W klasztornym kościele leżą szczątki matki założycielki Małgorzaty Łucji Szewczyk. Obok najważniejszego dzieła, jakim jest zakład opiekuńczo-leczniczy, serafitki prowadzą także publiczne przedszkole, świetlicę dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, stołówkę dla bezdomnych, biednych i samotnych z okolicy. - Reagujemy na pojawiające się problemy. Gdy do furty zaczęły przychodzić dzieci, prosząc o jedzenie, otworzyłyśmy świetlicę, gdzie nie tylko je karmimy, ale też pomagamy im w nauce. Gdy zaczęły prosić także o jedzenie dla rodziców, powstała stołówka.

Reklama

Najważniejsza jest jednak opieka nad chorymi, sprawienie, by ich rzeczywistość stała się znośna, by zmniejszyć cierpienie i codzienne dolegliwości, zminimalizować mękę odchodzenia - a to zadanie heroiczne i godne najwyższego szacunku. Zwłaszcza jeśli wykonuje się swoją pracę z takim oddaniem, delikatnością i cierpliwością, jak czynią to oświęcimskie serafitki i pracownicy prowadzonego przez nie zakładu.

W tej chwili w kolejce do przyjęcia do Zakładu Sióstr Serafitek w Oświęcimiu czeka 40 osób.

2013-02-04 12:37

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Watykan znów upomina amerykańskie zakonnice

[ TEMATY ]

USA

Watykan

zakonnica

BOŻENA SZTAJNER

Zaostrza się linia postępowania Stolicy Apostolskiej względem liberalnego i większościowego nurtu amerykańskich zakonnic, których przełożone są zrzeszone w Leadership Conference of Women Religious (LCWR). Kard. Gerhard Müller zarzuca im prowokacyjne zachowanie względem Stolicy Apostolskiej, a także uleganie nurtom gnostycznym, które są sprzeczne z Objawieniem i stawiają zakonnice poza Kościołem i chrześcijańską wiarą.

Przed dwoma laty Stolica Apostolska zarządziła doktrynalne reformy wśród amerykańskich zakonnic. Przed rokiem podtrzymał je w mocy Papież Franciszek. W ubiegłym tygodniu w Watykanie gościły przedstawicielki zakonnic. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary podziękował za pierwsze kroki reformy, a konkretnie za rewizję statutów, w których zakonnice bardziej otwarcie koncentrują się na Jezusie Chrystusie i opierają się na nauczaniu Kościoła o życiu konsekrowanym. Kard. Müller w ostrych słowach wyraził też zaniepokojenie rozwojem sytuacji w amerykańskich zgromadzeniach.
Po pierwsze, odniósł się do przyznania przez ich konferencję dorocznej nagrody amerykańskiej teolożce Elizabeth Johnson, której poglądy zostały skrytykowane przez Episkopat USA, ponieważ zawierają poważne błędy doktrynalne. Kard. Müller podkreślił, że tej decyzji nie można odczytać inaczej jak prowokacji względem Stolicy Apostolskiej i samego episkopatu. Przypomniał ponadto, że w świetle zarządzonej przez Watykan reformy tego typu decyzje powinny być konsultowane z papieskim delegatem.
Po drugie, prefekt Kongregacji Nauki Wiary wyraził poważne zaniepokojenie rosnącym zainteresowaniem zakonnic teorią świadomej ewolucji. Jej propagatorkę, newageowską myślicielkę Barbarę Marx Hubbard, siostry gościły przed dwoma laty na swej konwencji. Od tej pory nie przestają rozważać jej teorii, a niektóre zgromadzenia otwarcie poddały się jej wpływowi. Kard. Müller podkreślił, że podstawowe tezy świadomej ewolucji są sprzeczne z Objawieniem i prowadzą w sposób niemal nieunikniony do poważnych błędów dotyczących tak podstawowych kwestii jak wszechmoc Boga, wcielenie Chrystusa, rzeczywistość grzechu pierworodnego, potrzeby zbawienia i definitywnego charakteru zbawczego czynu Chrystusa w Tajemnicy Paschalnej. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary zauważył, że teoria świadomej ewolucji nie jest w rzeczywistości niczym nowym. Opiera się bowiem na podobnych założeniach, co tradycja gnostyczna.
Kard. Müller podkreślił, że w takiej sytuacji niepokój Stolicy Apostolskiej jest jeszcze większy niż przed dwoma laty, kiedy zarządzono reformę. Bezkrytyczne przyjmowanie wizji Boga, kosmosu i człowieka, które są sprzeczne z Objawieniem, stawia bowiem zakonnice poza Kościołem i zdrową chrześcijańską wiarą.

CZYTAJ DALEJ

Madonno z Puszczy, módl się za nami...

2024-05-01 20:29

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Początki kultu Madonny z Puszczy sięgają przełomu XVII i XVIII w. Wiadomo, że w pierwszej połowie XVII stulecia w świątyni znajdowało się 18 wotów oraz 6 nici korali.

Rozważanie 2

CZYTAJ DALEJ

Dzieci przywitały obraz Matki Bożej w Praszce

2024-05-01 15:12

[ TEMATY ]

peregrynacja

Praszka

parafia Wniebowzięcia NMP

nawiedzenie Obrazu Matki Bożej

Karol Porwich / Niedziela

Matka Boża Jasnogórska na szlaku peregrynacji 30 kwietnia nawiedziła parafię Wniebowzięcia NMP w Praszce. Księża i wierni powitali obraz na rynku pod klasztorem sióstr Felicjanek.

Specjalny program, przygotowany przez dzieci z Niepublicznego Przedszkola prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr Felicjanek w Praszce, uświetnił przyjazd jasnogórskiej ikony. Po uroczystym powitaniu, w procesji, uczestnicy udali się do kościoła, gdzie Mszę św. koncelebrowaną odprawił bp Andrzej Przybylski. Biskup w rozmowie z Niedzielą podkreślił, że Maryja chce doglądać swoje dzieci.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję