Reklama

Złoty jubileusz kapłaństwa

Od 50 lat głosi Słowo Boże, przepowiada Dobą Nowinę, celebruje Eucharystię, spowiada i udziela sakramentów, po prostu służy wiernym. Jest człowiekiem niezwykłego spokoju i pracowitości. Jubileusz kapłaństwa zastał go w parafii, z którą jest związany od 28 lat - w Rogoźniku. Ks. kan. Włodzimierz Torbus, o którym mowa, 5 lipca przeżywał złoty jubileusz kapłaństwa. Uroczystej, koncelebrowanej Mszy św. przewodniczył bp Piotr Skucha, a wspólnie z nim modlił się Jubilat i ks. kan. Eugeniusz Stępień - kolega z roku ks. Torbusa

Niedziela sosnowiecka 29/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Piotr Lorenc: - Co zdecydowało o wyborze takiej drogi życiowej?

Reklama

Ks. Włodzimierz Torbus: - To Pan Bóg powołuje człowieka. Ale poza tym największy wpływ na wybór kapłaństwa mieli, oczywiście, rodzice i ich przykład, świadectwo wiary. Swój wkład mieli także kapłani wywodzący się z mojej rodzinnej parafii ks. Froch - misjonarz z Zambii i ks. Marian Musialik. Kapłani byli zawsze w wielkim poszanowaniu w mojej rodzinie. Pamiętam, że gdy byłem jeszcze małym chłopcem mama brała mnie na kolana i czytała opowiadania biblijne, Pismo Święte. Ojciec ciężko pracował na utrzymanie rodziny, ale zawsze wieczorem klękał do pacierza. Ceniłem sobie udział w Mszy św. niedzielnej. Do szkoły jeździłem na rowerze, ale w niedzielę zawsze do świątyni podążałem pieszo. Miałem takie postanowienie, by złożyć większą ofiarę Bogu, chodziłem więc pieszo 4 km. I tak przed figurą św. Antoniego, przy której zawsze stawałem w kościele, wymodliłem sobie kapłaństwo. Po zdaniu matury nie zgłosiłem się od razu do seminarium. Podjąłem pracę. Przez 2 lata pracowałem w Nadleśnictwie Lasów Państwowych. Dopiero w 1954 r. zgłosiłem się do częstochowskiego seminarium w Krakowie i zostałem przyjęty. Święcenia kapłańskie przyjąłem w 1959 r. z rąk bp. Zdzisława Golińskiego. Z lat seminaryjnych bardzo dobrze wspominam wychowawców i wykładowców. Pamiętam rektora ks. Brunona Magotta, ojca duchowego ks. Okamfera, bardzo miło wspominam ks. prof. Stanisława Grzybka.

- Ukończył Ksiądz seminarium, przyjął święcenia kapłańskie i co było dalej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Po święceniach zostałem skierowany do pracy w parafii w Czarnożyłach. 29 sierpnia 1961 r. przeszedłem do parafii Przyrów, następnie 27 sierpnia 1964 r. do parafii w Konopiskach. 9 marca 1967 r. zostałem skierowany do parafii pw. św. Józefa w Częstochowie. Po kilku latach 3 lipca 1971 r. trafiłem do parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu. Tam pracowałem 10 lat jako wikariusz. 29 czerwca 1981 r. objąłem parafię w Rogoźniku. To było moje pierwsze probostwo i do dzisiaj tutaj pracuję.

- Co stanowiło istotę Księdza posługi?

- Gdy byłem wikariuszem, zajmowałem się głównie katechezą, głoszeniem Słowa Bożego w salach katechetycznych. Nie było to łatwe zadanie, gdyż katechezy uczono w domach prywatnych. Trzeba było na lekcje dojeżdżać nieraz wiele kilometrów. Wierni użyczali na czas katechezy swoje mieszkania. Najwięcej starań duszpasterskich musiałem wkładać w parafii w Czarnożyłach. Wioski stanowiące parafie były rozsiane w obrębie kilku kilometrów i na katechezę dojeżdżałem rowerem 10 km. Zimą wozili mnie saniami, bo inaczej nie dało się dojechać.

- Dziesięć lat spędził Ksiądz w parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu, jak Ksiądz wspomina ten czas?

Reklama

- Rozpocząłem pracę, gdy proboszczem był ks. prał. Czesław Drożdż. Potem zastąpił go ks. Zdzisław Wajzner. Współpraca układała się bardzo dobrze. Obecna katedra, już wtedy, była centralnym kościołem dla Sosnowca. W świątyni gromadziły się zawsze tłumy wiernych. Pamiętam uroczystości milenijne z 1967 r. Przeżycie było ogromne. Pamiętam sprzeciw władz komunistycznych, które czyniły wszystko, by utrudnić wiernym przybycie na uroczystości. Parking przed kościołem wypełniony był samochodami ciężarowymi. Przywiezione zostały też wzmocnione siły ORMO i milicji, by bojkotować uroczystość. Funkcjonariusze chwytali się za ręce, uniemożliwiając przejście, robili sztuczny tłum, dochodziło do tego, że kłuli wiernych szpilkami, by tylko zniechęcić do udziału w milenium. Ale uroczystości mimo wszystko się odbyły. Przewodniczył abp Karol Wojtyła, a homilię wygłosił kard. Stefan Wyszyński. Duże wrażenie podczas pracy w Sosnowcu wywarła na mnie peregrynacja obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Dekorowaliśmy trasę przejazdu i pamiętam jak z parafianami zostałem za to zatrzymany i odwieziony na komendę milicji. Co prawda milicjant chciał zabrać tylko wiernych, ale powiedziałem, że nie zostawię ich samych. Na całe szczęście o całym zdarzeniu dowiedział się proboszcz ks. Zdzisław Wajzner i wstawił się za nami. Zaraz nas też wypuścili i pozwolili kontynuować dekorowanie. Tylko prosili, by przed komendą milicji „nie ubierać” trasy. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że dekorując trasę wykorzystywaliśmy metalowe objemki, które były zamontowane na słupach. Władze jak to zobaczyły, to zleciły odpowiednim służbom ich ściągnięcie. Ale i tak sobie poradziliśmy, zamawiając je u znajomego ślusarza. Takie to były czasy. Na szczęście wiary i zapału wiernych nie udało się ugasić.

- Podniosłym wydarzeniem był wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową …

- Wybór Ojca Świętego zastał mnie także w Sosnowcu. To było wielkie przeżycie. Ten wieczór był wypełniony radością i niebywałym entuzjazmem. Wiadomość, która dotarła do nas przez radio, została podana podczas wieczornej Mszy św. Ks. Wajzner nie wytrzymał do końca Eucharystii tylko spontanicznie podzielił się tą wiadomością z wiernymi. Jak wyszliśmy ze świątyni wszystkie okna były otwarte, uśmiechnięci ludzie śpiewali pieśni maryjne. Niesamowite przeżycie.

- Po kilkunastu latach pracy w charakterze wikariusza przyszedł czas na objęcie placówki w charakterze proboszcza…

Reklama

- W 1981 r. zostałem wezwany do Kurii Diecezjalnej w Częstochowie. Zaproponowano mi objęcie parafii w Rogoźniku. Pamiętam pierwszą wizytę w parafii. Zatrzymałem się na wzgórzu obok krzyża. Roztaczał się stamtąd wspaniały widok na miasteczko. Pomyślałem, że jest to bardzo podobne miejsce do Nazaretu w Ziemi Świętej. Pomodliłem się, pojechałem zobaczyć kościół i plebanię. Niestety, przejechałem i nie zauważyłem świątyni. Na drugą wizytę zaprosiłem ks. Wajznera, który znał te tereny. Już bez trudu odnaleźliśmy parafię i porozmawialiśmy z proboszczem ks. Franciszkiem Jodłowskim. Wierni w Rogoźniku przyjęli mnie bardzo serdecznie. Ale jednocześnie wyrazili pragnienie, by wybudować nowy kościół. I ten plan budowy kościoła podjęliśmy w następnych latach. Były pewne perturbacje z uzyskaniem pozwolenia na budowę, potem z wykupieniem placu, ale udało się wszystko załatwić i przystąpiliśmy do budowy. Dodam tylko, że obecna działka, na której wybudowaliśmy kościół, w planach Bożych była przeznaczona pod budowę świątyni jeszcze przed II wojną światową. Należała bowiem do Towarzystwa Saturn, którego właściciel obiecał ją pod budowę kościoła. Jednak nie zachowały się żadne umowy, ani dokumenty i trzeba było ją wykupić od nowa. Warto przypomnieć, że parafia w Rogożniku została powołana do istnienia w 1957 r. Pierwszym proboszczem został wspomniany ks. Franciszek Jodłowski. Jak przystało na nowego proboszcza - rozpoczął starania mające na celu budowę kaplicy. Niestety, tu pojawiała się pierwsza trudność. Nie uzyskał zgody władz i wierni musieli się ratować budową drewnianej „stodółki”, która została przerobiona na tymczasową kaplicę. Kaplica służyła, oczywiście, z drobnymi przeróbkami i powiększeniem, przez kilkanaście lat, kiedy to nad ranem 10 grudnia 1987 r. spłonęła z niewyjaśnionych przyczyn. Na szczęście byliśmy już w trakcie budowy nowego, murowanego kościoła. W grudniu 1987 r. świątynia była już postawiona w stanie surowym. Pożar i bliskość świąt Bożego Narodzenia tak zmobilizował mieszkańców, że przestrzenie okienne ciągnące się po obwodzie całego kościoła szybko wypełnili folią i deskami, wprawili tymczasowe drzwi i liturgię można było celebrować w nowym kościele. Kościół został zaprojektowany na planie krzyża równoramiennego o wymiarach 25 x 25 m przez inż. Leszka Leśnika z Katowic. Budowa przebiegała sprawnie, ale nie obyło się bez trudności. Mieliśmy problemy z nabyciem cegły, pustaków, cementu, drewna. Zresztą drewna - używanego jako materiał pomocniczy do podtrzymywania skomplikowanego, żelbetonowego stropu kasetonowego - potrzebowaliśmy tak wiele, że parafianie w końcu zaczęli się dopytywać, czy my znowu nie budujemy kościoła drewnianego. Ale budowa przebiegała na tyle sprawnie, że 6 czerwca 1993 r. pierwszy biskup sosnowiecki Adam Śmigielski SDB konsekrował świątynię, a dwa lata później poświęcił plebanię. Przestronne wnętrze świątyni, skłaniające do modlitwy i refleksji ozdobione scenami z życia Kościoła to dzieło inż. Macieja Kałczyńskiego z Krakowa. Projektant jest również autorem ambony, ołtarza, chrzcielnicy i drogi krzyżowej.

- Proszę powiedzieć z perspektywy lat czy trudno jest być księdzem?

- Kapłaństwo nigdy nie było dla mnie ciężarem, przeciwnie dawało wiele radości nadzieję. Dziś dziękuję Panu Bogu za wytrwanie. Wspominam sobie wszystkie parafie - ile w nich ochrzciłem dzieci, ile małżeństw pobłogosławiłem, ile wyspowiadałem wiernych, ile udzieliłem Komunii św. To człowiekowi staje przed oczami i stanowi o wartości i trafności wybranej drogi życiowej. Były wzniosłe chwile, były też chwile doświadczeń. Jak choćby pożar drewnianej kaplicy w Rogoźniku czy profanacja krzyża na wzgórzu. Ale wszystko składam w modlitwie Panu Bogu.

2009-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sosnowiec: Nie żyje mężczyzna postrzelony przez policjantów po ataku maczetą

2025-07-31 08:52

[ TEMATY ]

Sosnowiec

atak

Adobe Stock

Policjanci z Sosnowca użyli broni palnej wobec agresywnego mężczyzny z maczetą. W wyniku odniesionych obrażeń mężczyzna zmarł w szpitalu – poinformowała w czwartek o poranku Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach.

Według relacji mundurowych, interweniowali oni około godz. 5.00 na ul. Stanisława Mikołajczyka w Sosnowcu. Zostali wezwani do pobudzonego mężczyzny, który poruszał się z maczetą w dłoni, a wcześniej miał uszkodzić zaparkowane samochody i autobus.
CZYTAJ DALEJ

Loyola - tam, gdzie zaczęło się życie św. Ignacego

Niedziela w Chicago 31/2006

[ TEMATY ]

św. Ignacy Loyola

wikipedia.org

Św. Ignacy z Loyoli

Św. Ignacy z Loyoli
Dla chrześcijan miejsca urodzin świętych - osób, które znacząco wpłynęły na dzieje świata, jego kulturę czy życie duchowe, zawsze wzbudzały ogromne zainteresowanie. Zwyczaj nawiedzania tych miejsc istniał od początku chrześcijaństwa i był wyraźnym wyznaniem wiary, ale jednocześnie miał też za zadanie tę wiarę umacniać. Święci różnego formatu mieli ogromne znaczenie nie tylko dla pielgrzymów z daleka, ale i dla lokalnych społeczności. Mieszkańcy miasta nie tylko liczyli na wstawiennictwo swoich świętych, ale byli im również wdzięczni za nieśmiertelną sławę, jaką zyskiwali z tego powodu, że właśnie od nich wywodził się ten czy inny święty. Kto by na przykład słyszał o niewielkiej miejscowości Loyola, położonej w górach w kraju Basków (Hiszpania), gdyby nie przyszedł tutaj na świat i wychowywał się Ignacy, święty, założyciel zakonu jezuitów. Loyola to bardzo malowniczo położone miejsce. Ukryte jest pośród gór, niezbyt daleko od biegnącej wzdłuż brzegu hiszpańskiej części Zatoki Biskajskiej. Odnaleźć je nie jest łatwo, choćby z tego powodu, że tamtejsze kierunkowskazy zawierają podwójne nazwy miejscowości, po hiszpańsku i po baskijsku. Sanktuarium w Loyola wyrosło wokół rodzinnego domu Ignacego, a raczej małej rodzinnej fortecy. Ten kwadratowy, czterokondygnacyjny budynek to prawdziwy zabytek pochodzący aż z XIV wieku. W 1460 r. zaniedbaną i opuszczoną budowlę odbudował dziadek Świętego. W owym czasie w Hiszpanii warowne domy szlachty, takie jak w Loyoli, nie były niczym nadzwyczajnym. Trzeba bowiem pamiętać, że podobnie jak w Rzeczpospolitej szlachta stanowiła tam aż ok. 10 procent społeczeństwa - znacznie więcej niż w innych krajach europejskich. Ignacy przyszedł na świat w tym domu w 1491 r. Nadano mu na imię Inigo, które później zmienił on na obecnie znane. Dom w Loyola był nie tylko świadkiem pierwszych dni i lat życia świętego, ale również jego gruntownej duchowej przemiany, która poprowadziła go do tak głębokiego umiłowania Kościoła i oddania całego życia na służbę Ewangelii. To stąd zapoczątkował on niezwykle bogatą pielgrzymkę życia, która wiodła przez Paryż, Wenecję, Ziemię Świętą i Rzym, i zaowocowała powstaniem niezwykłego zakonu. Radykalny zwrot w życiu Ignacego nastąpił wówczas, gdy będąć już dojrzałym mężczyzną brał aktywny udział w życiu ówczesnej szlachty i możnowładców. Niestety, miało ono również mniej przyjemny element - wojowanie. Jako trzydziestoletni mężczyzna w czasie wojny z Francją otrzymał ranę, która wprawdzie nie była śmiertelna, ale unieruchomiła tego energicznego człowieka na wiele miesięcy. Szczęśliwie, rekonwalescencję mógł odbyć w swoim rodzinnym domu, w Loyoli. Tutaj przeprowadzono kolejne operacje jego okaleczonej nogi, tutaj Ignacy spędzał godziny na pobożnych lekturach (nie miał wówczas innych książek do dyspozycji), tutaj wreszcie dokonał się najważniejszy zwrot w jego życiu - postanowił oddać się służbie Bogu. Odtąd każdy krok w jego życiu prowadził, jak się wydaje w jednym kierunku - poszukiwania woli Bożej. W powstałych jakiś czas potem Ćwiczeniach duchowych Ignacy przedstawił metodę jej znalezienia, a założone niemal dwadzieścia lat po przemianie (1540) nowe zgromadzenie zakonne - Towarzystwo Jezusowe, posiało ożywczy ferment w Kościele w skali nie spotykanej bodaj od czasów św. Franciszka z Asyżu. Szczęśliwie pomimo wielu wojen i przewrotów, rodzinny dom Ignacego zachował się w doskonałym stanie. Na pierwszym piętrze można znaleźć kuchnię rodziny, a na drugim jadalnię oraz pokój, w którym urodził się Święty. W budynku umieszczono również rzeźbę Matki Bożej z Monserrat - hiszpańskiej Jasnej Góry - oraz kopię miecza, który Ignacy pozostawił w tym katalońskim sanktuarium. W pomieszczeniu, gdzie się kurował obecnie znajduje się kaplica, a w niej niezwykle sugestywna rzeźba przedstawiająca Świętego w chwili duchowej przemiany. Warownię Loyolów szczelnie otaczają budynki klasztorne, w których części urządzono muzeum. Witraże, ołtarze i inne sprzęty liturgiczne przywołują na pamięć życie św. Ignacego i osób z nim związanych. A trzeba pamiętać, że już za życia pociągnął on za sobą wiele wybitnych osób, z których kilku zostało kanonizowanych. Ich statuy - św. Franciszka Ksawerego, św. Franciszka Borgia, św. Alojzego Gonzagi i św. Stanisława Kostki znajdują się w portyku przepięknej barokowej bazyliki, która dominuje nad całym sanktuarium. Pierwotny plan tej świątyni, poświęconej w 1738 r. opracował sam Carlo Fontana. Wnętrze tego dużego kościoła, choć ciemne, imponuje grą różnobarwnych marmurów; widać również szczegółowe dopracowanie detali zwłaszcza w głównym ołtarzu. Drzwi z libańskiego cedru i kubańskiego mahoniu dopełniają kompozycję architektoniczną świątyni. W kościele nie mogło oczywiście zabraknąć słynnego motta świętego: „Ad Maiorem Dei Gloriam” - „Na większą chwałę Bożą”. Na czterech łukach świątyni umieszczono jednak tylko jego pierwsze litery - A, M, D, G. Urokowi Loyoli, zarówno duchowemu, jak i architektonicznemu, wyraźnie ulegają mieszkańcy regionu, skoro rezerwacji ślubu należy dokonywać tu na długo przed datą uroczystości. Nie ma tu jednak tłumu pielgrzymów, jak w wielu znanych sanktuariach Europy, co powoduje, że wizyta staje się prawdziwym odpoczynkiem. Pielgrzymują tu również duchowni. Przybywają by odprawić Mszę św. prymicyjną, odnowić śluby czy przeżyć rocznicę święceń lub jubileusz życia zakonnego lub tak po prostu. Planując nawiedzenie Fatimy, Lourdes czy Santiago de Compostella, lub też odpoczynek w ekskluzywnym San Sebastian, warto zadać sobie trud, by odwiedzić Loyolę. Uwaga jednak - to urocze miejsce wymusi na nas gruntowną powtórkę z dziejów. Śledząc bowiem losy św. Ignacego i jego dzieła nie w sposób nie przebiec myślą przez pół Europy i przez znaczący fragment jej historii.
CZYTAJ DALEJ

Rzym: młodzi Argentyńczycy modlili się przy grobie papieża Franciszka

Ponad tysiąc młodych Argentyńczyków, którzy przybyli do Rzymu na Jubileusz Młodych, modliło się wczoraj przy grobie papieża Franciszka w bazylice Matki Bożej Większej. Mszy św. przewodniczył bp Alejandro Pardo.

„Przybyliśmy jako Kościół w Argentynie, aby podziękować” - powiedział w homilii biskup pomocniczy archidiecezji Buenos Aires. „Czujemy, jak rozpala się nasze serce. Czujemy się dziećmi Kościoła, braćmi pośród wszystkich” - zauważył hierarcha i wyjaśnił, że z każdym krokiem czynionym w tych dniach „nasza wiara się odnawia”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję